W 1683 roku Wiedeń wyglądał pięknie i nazywany był niemieckim Rzymem.
14 lipca /według innych danych 8 lipca/ miasto zostało napadnięte przez wojska tureckie pod wodzą wielkiego wezyra Kara Mustafy Paszy. Wiedeń został szczelnie otoczony ze wszystkich stron. Nieprzyjaciel zamknął wyloty wszystkich ulic i dróg. Dzień i noc miasto było ostrzeliwane kulami.
W tym czasie wojska księcia austriackiego Karola Lotaryńskiego znajdowały się około 40 km na północny wschód od Wiednia. Sytuacja w mieście stawała się tragiczna. Szerzyły się choroby, a żywności i amunicji zaczęło brakować.
Władze austriackie starały się znaleźć kogoś, kto byłby na tyle odważny, aby przedrzeć się przez oddziały tureckie i dotrzeć do wojsk austriackich, aby powiadomić ich o rozpaczliwej sytuacji w mieście.
Burmistrz miasta Johann Andreas von Liebenberg został powiadomiony o pewnym człowieku, który doskonale znał język i obyczaje tureckie, jak również odznaczał się wysokimi walorami moralnymi. Tym człowiekiem okazał się Polak, szlachcic wyznania rzymskokatolickiego Jerzy Franciszek Kulczycki /Georg Frantz Koltschitzky/, który mieszkał w Leopoldstadt pod Wiedniem. Kulczycki zgodził się wykonać to ważne zadanie i zaopatrzony w listy od generalicji cesarskiej w towarzystwie służącego wyruszył w drogę między 10 a 11 wieczorem 13 sierpnia. Przebrani za wojowników tureckich opuścili oblężone miasto przez północną bramę. Po przejściu uliczkami przedmieścia Wahring i obok tak zwanego Nowego Lazaretu znaleźli się wśród namiotów tureckich. Wkrótce rozszalała się burza. Chociaż przemoczeni do suchej nitki posuwali się dalej do przodu. Po drodze mijali ich Turcy na koniach i pieszo. Kulczycki, chcąc odwrócić od siebie podejrzenia, podśpiewywał piosenki tureckie. Mijając namiot wyższego oficera osmańskiego Agi zostali przez niego wezwani. Polecono im wyjaśnić, kim są i dokąd idą. Kulczycki odpowiedział, że zamierzał zebrać trochę winogron i innych owoców. Aga poczęstował ich tureckim napojem chawe /kawa/, ostrzegł przed chrześcijanami I pozwolił im odejść. Podróżowali długo przez góry, doliny, lasy i zarosła, aż doszli do Kahlenbergu czyli Josephbergu, około 10 km na północny zachód od ówczesnego centrum Wiednia. Tam natknęli się na duży obóz Turków, więc postanowili zmienić kierunek, okrążając górę, aby przez las i winnice dotrzeć powyżej Klosterneuburgu.
Nie wiedząc, czy znajdują się tam oddziały tureckie czy austriackie, w obawie przed wrogami ponownie ruszyli w kierunku wioski Kahlenberg. Tam zobaczyli kobiety piorące ubrania nad Dunajem. Kulczycki dał im do zrozumienia, że jest chrześcijaninem. Poprosił o pomoc w przeprawieniu się na drugi brzeg rzeki. Burmistrz, sprowadzony z miejscowości Nussdorf, zdziwiony ich tureckim ubiorem, poprosił o okazanie listów uwierzytelniających od władz Wiednia. Kulczycki przedstawił mu dokumenty i natychmiast zorganizowano przeprawę łódką na drugą stronę rzeki, gdzie znajdował się obóz chrześcijański. Tam Kulczycki został pospiesznie doprowadzony do pułkownika Donata von Heisslera, który dowodził cesarskim Pułkiem Dragonów. Dopiero jemu dzielny Polak pokazał powierzone mu zlecenia i listy. Pułkownik Heissler ogromnie się ucieszył, zaopatrzył podróżujących w dwa konie I rozkazał przeprowadzić ich do obozu jego książęcej wysokości Karola V Leopolda nad rzeką March pomiędzy Anger i Stillfri, około 40 km na północny wschód od Wiednia.
Po dotarciu do księcia Kulczycki przekazał mu zarówno ustne sprawozdanie, jak i pisma cesarskiej generalicji. Książę przygotował swoją odpowiedź i poprosił Kulczyckiego, aby zawiózł ją z powrotem do Wiednia. Kulczycki się temu sprzeciwił wyjaśniając, że droga którą przebyli, jest bardzo niebezpieczna i nie chciałby narażać się po raz drugi. Książę nie przyjął jego odmowy i dalej nalegał. W rezultacie tych rozmów Kulczycki wraz ze służącym wyruszyli w drogę powrotną. W dniu 16 sierpnia przybyli ponownie do miejsca, w którym przeprawiali się przez Dunaj. Tym razem również uzyskali pomoc i odprawiono ich do Nussdorf, dokąd tamtejsi mieszkańcy udawali się czasem, aby odzyskać jakieś dobra ze spalonych przez Turków domów.
Odpoczywali w nocy, a szli w ciągu dnia. W pobliżu miejscowości Rossau minęli grupę pięciu Turków, z których jeden przyglądał im się bardzo podejrzliwie. Schronili się w piwnicy małego spalonego domu, aby tam odpocząć. Niedługo potem zjawił się tam jeden z Turków. Przestraszony służący obudził swojego pana słowami: „ Jestesmy zdradzeni„.
Kulczycki przemówił do przybyłego Turka w jego języku, lecz ten nagle odwrócił się i uciekł. Więcej tego człowieka już nie widzieli. Zrozumieli natomiast, że znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie i natychmiast opuścili to miejsce. 17 sierpnia rano szczęśliwie dotarli do palisad miejskich Wiednia. Tam Kulczycki zameldował generalicji cesarskiej pisemne i ustne wykonanie zadania. Postanowiono nie poddawać się Turkom i dalej bronić miasta.
Po zwycięstwie polskiego króla Jana III Sobieskiego, który dowodził armiami, Kulczycki został uznany przez władze miasta Wiednia za bohatera narodowego. Nagrodzono go znaczną sumę pieniędzy i podarowano mu dom w dzielnicy Leopoldstadt. Król Jan III Sobieski pozwolił mu wybrać sobie coś z łupów tureckich. Kulczycki poprosił o 300 worków „dziwnego ziarna”. Była to kawa.
W dniu 10 stycznia 1684 roku Kulczycki został mianowany nadwornym tłumaczem języka tureckiego przez Cesarza Leopolda i zwolniono go z płacenia podatków przez 20 lat.
Jerzy Franciszek Kulczycki otworzył pierwszą kawiarnię w Wiedniu przy ulicy Domgasse. Później założył jeszcze dwie kawiarnie, a trzecią był słynny do dziś lokal pod nazwa „ Dom pod Błękitną Butelką” /Hof zur Blauen Flasche”/ na ulicy Schlossergasse koło katedry. Podawano tam kawę z mlekiem /oryginalny wynalazek Kulczyckiego/, doprawioną miodem, a także ciasteczka w kształcie półksiężyca na pamiątkę odsieczy wiedeńskiej. Sam Kulczycki często występował w kawiarni w stroju tureckim.
Kulczycki zmarł na gruźlicę 19 lub 20 lutego 1694 roku w wieku 54 lat i został pochowany na cmentarzu przy katedrze Św. Szczepana w Wiedniu.
Polski historyk Zygmunt Gloger opisał zwyczaj dekorowania okien kawiarni w Wiedniu przez ich właścicieli portretami Kulczyckiego. W ten sposób do niedawna jeszcze każdego roku w październiku świętowano Kolschitzky Fest w stolicy Austrii.
W 1862 roku jedną z ulic w Wiedniu nazwano nazwiskiem Kulczyckiego /Kolschitzkygasse/, a trzy lata później wystawiono mu pomnik na narożniku domu.
W 1998 roku Tadeusz Kulczycki, potomek Jerzego Franciszka Kulczyckiego, otworzył pensjonat i kawiarnię Villa Ewa w Gdańsku, gdzie podaje się kawę według przepisu sławnego przodka.
Kulczycki również posiada swój pomnik w Muzeum Kawy w Port Island /Kobe/ w Japonii.
Jerzy Franciszek Kulczycki podkreślał swoje polskie pochodzenie.
Jerzy Franciszek Kulczycki podkreślał swoje polskie pochodzenie. W Archiwum Kulczyckich oraz w archiwach miasta Wiednia zachowały się dokumenty, w których on sam potwierdza swoją polską narodowość. Zawsze mówił o sobie:
Jestem rodowitym Polakiem pochodzącym z królewskiego polskiego wolnego miasta Sambora.
Jerzy Franciszek Kulczycki herbu Sas
Lidia Waluk-Legun
www.wilanow-pałac.pl
Zobacz także
Skarga… na Polskę!
Zwiędłe Macice kontra Średniowieczna Mięsożerna Masa
Człowiek który stał się bogiem!