Kartacz w Zbrojowni!

Braciszkowie moi mili!

Ileż to razy w historii, armie zaciężne zbierać trzeba było, plany układać podstępne, kampanie wojenne szyframi spisywać? Harmaty, prochy, kartacze, pancerze i szable, kusze i bandolety po zbrojowniach rychtować! Posłów i Szpiegów wysyłać, knuć, pułapki zastawiać, ruchy formacyj wojennych pozorować, atakować i wycofywać, krwią i potem pola bitew zraszać, by Wroga Śmiertelnego pokonać… I ileż to razy, owe wysiłki szły na zatracenie, nie tylko nie osiągnąwszy zwycięstwa, nie tylko szkody żadnej nie czyniąc, ale nawet nie ukazując prawdziwych pozycji wrażych Armii?

Każden z Was Braciszkowie, któremu oczyska bielmem nie zaszły, a okowita jasności umysłu nie stępiła takich historyj wojennych, bez liku wymienić potrafi… Kto jednak w polu nie raz bywał wie też, że jeden zbłąkany kartacz zadany w gardziel prochowni, zamczysko ogromne w oka mgnieniu, w pył zmienić poradzi. A gdy Niebo dopuści to i Goliata potężnego, a zbrojnego, lichą Dawidową procą kamieniem opatrzoną jeno, do upadku, dekapitacji i na koniec wiecznej hańby doprowadzić może…

Znane to są arkana wszystkim, którzy nie tylko w wojennych, ale politycznych i sejmowych terminach nie raz bywali! Nielicznym jednak dane jest by wolę bożą, od koincydencji, tudzież zwykłego przypadku rozróżnić, który jako żywo znakiem dla nas jest.

Jeśli więc Pan Bóg w łaskawości swej, darem widzenia Was obdarzył to jasno zoczycie, że Ojczyzna nasza, od lat wielu, niejako Królowa majestatu pełna, Wiarą Świętą potężna, ale jako Branka w jasyr wzięta przez Pohańców hańbiona jest i lżona…

A zgraje ich nieświęte, a przeklęte, rozsiadłszy się przy królewskich tronach, marszałkowskich stolcach, poselskich, senatorskich i sędziowskich ławach, a nawet o zgrozo w kruchtach, używają sobie na umęczonej Ojczyźnie nijakiego pomiarkunku na swą sromotę nie mając! Pychą i bezkarnością napełnieni uznali więc, że czas najwyższy by oznajmić, iż ziemię oną z Ludem gnuśnym, głupim i bezwolnym posiedli i jako zwycięzcy godła swe, znaki i totemy poustawiali… I Lud Prosty nie uczynił nic… stał tylko z rozdziawionymi gębami i patrzył jak Ojczyznę mu zabrali…

I myśmy Braciszkowie stali niczego nie czyniąc… I hańba nam za to… I przepadłaby nam Polska… Pan Bóg jednak widząc umęczenie i zagubienie Ludu Swego wejrzał nań i uznał, że czas…

Zwycięstwa jednak nijakiego nie dał… Tchnienie jeno, by światło fałszywe, spod samego piekielnego kotła wyniesione i na polskiej ziemi rozpalone, zdmuchnąć. I wybrał Dawida! I Dawid ów dmuchnął… I zagasły Świce, lecz o dziwo, nie stała się ciemność… Tylko zgraje Pohańców żerujących na Matce Ojczyźnie, dotychczas przebrane i ukryte maski zrzuciły i nazwiska skradzione… I stała się jasność! I Lud Prosty ujrzał ich wszystkich i zatrwożył się jak było ich wielu… I policzył ich i przejrzał i uwierzył… I wiary tej i nadziei nikt mu nie odbierze…

A ja Braciszkowie moi mili, a tej wiary nadzieję wywodzę, że Polska Opatrzności wierna nie tylko nie zginie, ale do należnej potęgi i majestatu powróci…

piotruchg, 16 grudnia 2023 roku

Udostępnij: