Gułagi w ZSRR, cz. 3: Mordercza praca w latach 1919-1950

To, co widziałem, tego człowiek nie powinien widzieć, nie powinien o tym wiedzieć. Rzeczywistości łagrów, przeżywanej przez miliony ludzi, nie można pojąć, a jeśli nie pojąć, to choć trochę zrozumieć, nie przeczytawszy Opowiadań kołymskich w całości. Słynny Archipelag Gułag wniósł wiele w poznanie świata łagrów, zwłaszcza w zakresie materiału faktograficznego. Natomiast w sferze przeżyć, emocji, uczuć, myśli i refleksji nad ludzką nędzą to Szałamow jest tym, który beznamiętnie prowadzi nas przez piekło zgotowane przez człowieka drugiemu człowiekowi w naszych czasach.

Juliusz Baczyński

„Nie pracujesz – nie jesz” hasło to powstało przy tworzeniu socjalizmu. Praca jako naczelny obowiązek, zakładała przymus jej wykonywania i była chętnie wykorzystywana jako forma kary. Początkowo stosowano ją tylko wobec „wrogów ludu”, a słynny slogan: „Socjalistyczna ojczyzna w potrzebie” z 1918 został spisany i wcielony w życie jako dekret. Na podstawie owego dekretu wcielano do pracy w batalionach roboczych wszystkich przedstawicieli burżuazji. Płeć nie miała znaczenia, a opornych rozstrzeliwano.

W lipcu 1918 roku wydano kolejny dekret tym razem poświęcony walce ze spekulacją. Zakładał on karę 10 lat pozbawienia wolności, któremu towarzyszyły najcięższe prace. Osoby zamożne dodatkowo kierowano do najpodlejszych prac, aby je dodatkowo poniżyć.

Feliks Dzierżyński

W lutym 1919 r Feliks Dzierżyński, który pełnił w tym czasie rolę przewodniczącego Czeka, tak określił rolę obozów koncentracyjnych, które miały stać się tzw. „szkołą pracy”:

Jeszcze teraz praca aresztowanych nie jest wykorzystywana na robotach publicznych i proponuję pozostawić te obozy koncentracyjne w celu wykorzystania pracy aresztowanych, dla panów żyjących bez stałego zajęcia, dla tych, którzy nie potrafią pracować bez prawdziwego przymusu […], taki środek karania powinien być zastosowany za niewłaściwy stosunek do obowiązków, niesumienność, spóźnienie itd. W ten sposób zdołamy podciągnąć także naszych własnych pracowników.

Feliks Dzierżyński

Dekret „O obozach prac przymusowych” został przyjęty 12 maja 1919 roku. Na jego podstawie zaczęły powstawać w dużych miastach obozy na ok. 300 więźniów. Wykorzystywano do ich założenia dwory i klasztory. W obozach miała obowiązywać zasada samowystarczalności, czyli więźniowie mieli otrzymywać wynagrodzenie za wykonaną pracę, pomniejszoną o kwotę za utrzymanie. Jednak od początku chodziło o wykorzystywanie więźniów do katorżniczej pracy. Początkowo tysiące, a potem miliony ludzi pracowało ponad siły na rzecz państwa sowieckiego. Minimum nakładów przy maksymalnej wydajności.

System łagrów obejmował w swoim szczycie kilka tysięcy obozów, podobozów, kolonii pracy. Więźniowie w nich przebywający, byli przetrzymywani w skrajnych warunkach, nie odbiegających od warunków panujących w niemieckich obozach koncentracyjnych z czasów II wojny światowej, czyli nieogrzewane baraki, głodowe racje żywności i ciężka, ponad ludzkie siły praca. Więźniowie przebywający w obozach w pobliżu koła podbiegunowego zmuszani byli do pracy przy kilkudziesięciostopniowym mrozie

Te warunki osłabiały świeżo przybyłych więźniów w kilka tygodni, dlatego często uciekali się do wszelkiego rodzaju oszustw, aby przeżyć kolejne dni. Np. ci co pracowali przy wyrębie drzew przycinali wcześniej ścięte drzewa, aby wyglądały na świeżo ścięte. Zbyt wiele widzieli śmierci z wycieńczenia, kiedy ich współtowarzysze tracili przytomność i zapadali się w zaspy, by z nich się już nie podnieść.

Innym sposobem na chwilę wytchnienia był szpital. Aby do niego trafić więźniowie uszkadzali sobie kończyny, sypali do oczu pył ze startego ołówka, wstrzykiwali ropę pod skórę.

Do gułagu mógł trafić każdy. System nie oszczędzał nawet swoich wyznawców. Kilkanaście tysięcy osób chciało pracować na rzecz nowego wspaniałego państwa sowieckiego. Byli wśród nich także amerykanie, którzy zwabieni sowiecką propagandą przyjechali jako wykfalifikowana kadra budować lepszy świat. Niestety dla wszystkich skończyło się to tragicznie. Wszyscy zostali uznani za politycznie niepewny element i skazani na pracę w obozach.

Więźniowie w gułagach zatrudniani byli głównie do wydobywania surowców naturalnych, tj. złoto, węgiel, nikiel czy torf i wyręb drzew. Byli także siłą roboczą we wszystkich gałęziach przemysłu: od fabryk chemicznych, zbrojeniowych, tekstylnych, poprzez elektrownie, kamieniołomy, budowy linii kolejowych, lotnisk, ale też osiedli mieszkalnych oraz 3 miast: Workutę, Norylsk i Magadan.

W zależności od rodzaju obozu praca miała nieco inny charakter. Była to jednak najczęściej praca fizyczna, do wykonania której dawano prymitywne narzędzia jak łopaty, kilofy, piły ręczne i siekiery. Sama praca też była nieco zróżnicowana, w zależności od wielkości kary i tak:

  • skazani z wyrokami poniżej 3 lat byli umieszczani w koloniach pracy poprawczej o lżejszym reżimie w której wykonywano jeden, konkretny rodzaj produkcji, lub byli kierowcami, pracowali w łagrowych kuchniach, szpitalach, przedszkolach, żłobkach, czy przy zbiorach warzyw i owoców.
  • skazani na dłuższe wyroki byli kierowani do ciężkich prac fizycznych, tak zwanych ogólnych, niewymagających kwalifikacji. Z tych więźniów formowano brygady, liczące nawet do 400 osób, a każdą z nich kierował brygadzista – zaufany więzień z wysoką pozycją w obozowej hierarchii. Brygadzista decydował o warunkach, w jakich więzień pracował, żył, a wręcz o tym – czy miał szanse przeżyć.

Aleksiej Priadiłow, który jako szesnastolatek trafił do łagru, zapisał:

Życie więźnia w znacznej mierze zależy od jego brygady i brygadzisty, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że spędza noc i dzień w ich towarzystwie. W pracy, w jadalni, na pryczach – zawsze te same twarze. Członkowie brygady mogą pracować razem, w grupach lub każdy na własną rękę. Mogą pomóc ci przetrwać, ale równie dobrze mogą cię zniszczyć – albo sympatia i pomoc, albo wrogość i obojętność. Nie mniej ważną rolę odgrywa brygadzista. Wiele zależy od tego, kim jest i jak podchodzi do swoich zadań i obowiązków – czy stara się twoim kosztem, a dla własnej korzyści, przypochlebić naczalstwu, traktuje swoich robotników jak podludzi, lokajów i służących, czy jest twoim towarzyszem w niedoli i robi wszystko, co może, by ulżyć członkom brygady.

Aleksiej Priadiłow

Władzom obozów głownie zależało na wykonaniu założonego planu i wydajności więźniów. Normy pracy były ustalone dosłownie na wszystko i z bardzo dużą dokładnością np. norma uwzględniała dzienne wydobycie węgla, ale i ilość odgarniętego śniegu w zależności i rozróżnieniu czy jest to śnieg świeży i puszysty, czy ubity czy wręcz zamarznięty! Oczywiście normy się zmieniały i były ciągle podnoszone, do rozmiarów przekraczające jej wykonanie przez wycieńczonych więźniów, którzy pracowali fizycznie ponad 10 godzin na dobę.

Najtrudniejsze warunki były w obozach położonych za kołem podbiegunowym, np. w rejonie Workuty i Norylska, czy na Kołymie. Zimą ogromne mrozy dziesiątkowały więźniów. Irena Krajewska, skazana w 1946 roku na 10 lat łagru za członkostwo w Armii Krajowej, trafiła na Kołymę, gdzie między innymi pracowała przy wyrębie lasów:

W zimie mróz dochodził do 60 stopni Celsjusza. Ja osobiście przeżyłam 63 stopnie. Na szczęście wtedy nie wiał wiatr. Jeżeli było 52 stopnie mrozu, to już nie wypuszczali na odkryte roboty – o ile dyżurny na wachcie znał się na termometrze. Jeżeli nie, to się wychodziło na robotę, ale pracy i tak nie było, bo siekiera przez rękawice dosłownie kłuła w ręce, a ogień, który się rozpalało – zupełnie nie grzał. Śnieg na Kołymie nie padał płatkami – przeważnie była zamieć i miotło piaskiem śniegowym. Jak tylko zawiało kolejkę, która dowoziła rudę z kopalni Budowiczag, pędzili nas nocami do odśnieżania. Wiatr dosłownie wyrywał łopatę z ręki i zasypywał ślad. Wówczas najłatwiej można było się odmrozić. Chociaż mróz był mały, jednak pył ze śniegu zamarzał na twarzy. Odmrażało się nogi, dlatego że walonki były dziurawe, łatane, nieraz przywożone z frontu. Myśmy w ogóle przy tych mrozach nie miały jednej wełnianej nitki na sobie – tylko bawełna i płótno.

Irena Krajewska

Latem natomiast więźniom dokuczał upał powyżej 30 stopni, powodujący topnienie grzęzawisk i chmary gryzących owadów. Jak wspominała jedna z więźniarek:

Komary właziły do rękawów i nogawek spodni. Twarz puchła od ich ukąszeń. Obiad dowożono nam na miejsce pracy i bywało, że zanim zdążyłeś zjeść zupę, tyle ich wpadło do miski, że bałanda [zupa] wyglądała jak gęsta kasza. Właziły pod powieki, wpychały się do nosa i gardła – smakowały słodkawo, jak krew. Im bardziej się od nich odpędzałeś, z tym większą furią rzucały się na ciebie.

Jak nietrudno się domyśleć regulaminu obozowego też nikt nie przestrzegał. Nakazywał on m.in. przerwanie pracy, kiedy temperatura przekroczy – 50 stopni Celsjusza, oraz nakazywał przerwy na odpoczynek. Jednak, mimo regulaminu i ustanowienia norm, w obozach panował bałagan organizacyjny, brakowało odpowiednich narzędzi i maszyn do pracy. Wszystko to składało się na przemęczenie i liczne wypadki, które kończyły się ciężkimi obrażeniami ciała, lub kalectwem, a w wielu wypadkach śmiercią. Irenie Krajewskiej udało się przeżyć i tak opisuje swoje przeżycia:

Gdy byłam na lesopowale [wyrębie] i piłowałyśmy drzewo, nagle ono padając zmieniło kierunek i zwaliło się o pół metra przede mną, ledwo zdążyłam odskoczyć. Wtedy pomyślałam, że i nade mną ktoś czuwa. Raz w kamieniołomie w czasie przerwy siedziałyśmy pod skalną ścianą i jadłyśmy chleb. W pewnym momencie podeszła do mnie jedna z więźniarek i powiedziała: Chodź tam, gdzie jest słońce. Poszłyśmy, a za chwilę ta ściana runęła. Potem w cegielni, gdzie wagonikami podawano glinę do formowania cegieł, a następnie puste wagoniki spuszczano w dół po linie, czyściłam kiedyś tor ze śniegu. Raptem zobaczyłam, że leci na mnie wykolejona wagonetka. Za sobą miałam kupę kamieni i płot. Wskoczyłam na te kamienie, a pędząca wagonetka tylko mnie uderzyła rykoszetem w nogę, miałam siniaki, ale nic poza tym się nie stało. Wszystkie pracujące podbiegły, myśląc, że placek ze mnie! Czułam wtedy, że opieka Boska czuwa nade mną. To przeświadczenie nigdy mnie nie opuszczało. Nie miałam żadnego załamania w mojej wierze – codziennie modliłam się szczerze i żarliwie.

Irena Krajewska

Naftalali Frenkel to on wprowadziła wiele “nowoczesnych” metod usprawniających pracę w gułagu. Został aresztowany w 1932 r. za przemyt i skazany na 10 lat ciężkich robót na Sołówkach, gdzie szył buty i wyrabiał drewniane szachownice. Nadzorcom obozu regularnie zgłaszał pomysły na reorganizację katorżniczej pracy, aby była bardziej wydajna, co przyniosło mu awans z więźnia na członka kierownictwa obozu. To Naftali Frenkel był autorem maksymy: Z więźnia należy wycisnąć, ile się da, w ciągu trzech pierwszych miesięcy pobytu. Potem już się do niczego nie nadaje. Według Sołżenicyna wynalazł tzw. system kotłów, który polegał na uzależnieniu racji żywnościowych od wypracowania określonej liczby procent normy, co w konsekwencji doprowadzało do szybkiej śmierci z wycieńczenia tych najsłabszych. Doszedł też do wniosku, że nic poza wydajnością produkcji obozu nie ma znaczenia i w praktyce zniósł podział na więźniów kryminalnych i politycznych.

Frenkel został również kierownikiem sztandarowej budowy okresu stalinizmu: Kanału Białomorsko-Bałtyckiego, podczas której stosował wymyślone przez siebie metody, co spowodowało śmierć kilkudziesięciu tysięcy osób budujących kanał.

Normy wyżywienia jakie obowiązywały w Gułagu były różne w różnych okresach jego funkcjonowania.

W 1935 r. racja dzienna dla tych, którzy wykonali 100 % normy wynosiła:

  • 400 gr chleba + istniała możliwość dokupienia dodatkowo 600 gr,
  • 15 gr mąki,
  • 60–80 gr kaszy,
  • 500 gr warzyw,
  • 22 razy w miesiącu 160–180 gr ryb,
  • 8 razy w miesiącu 70 gr mięsa,
  • 350–400 gr cukru.

Jednak norma na papierze a rzeczywistość znacząco się od siebie różniły. Przede wszystkim więźniowie otrzymywali dużo mniejsze racje i słabej jakości, co tworzyło tzw. błędne koło. Mniej jedzenia powodowało osłabienie więźnia, a zatem wyrabianie mniejszej normy pracy, co skutkowało kolejnym zmniejszeniem racji jedzenia i tak aż do całkowitego wykończenia człowieka…

Prokurator ZSRR Andriej Wyszynski w 1936 r raportował do władz:

W praktyce – normy GUŁagu NKWD prowadzą do skrajnego wyniszczenia więźniów i do takich zjawisk, jak to ma miejsce na przykład w Swirłagu, gdzie znajduje się do 5000 słabowitych więźniów, niezdolnych do ciężkiej pracy z powodu stanu fizycznego i gdzie więźniowie, skłonieni do tego głodem, podbierają odpadki z dołów na pomyje.

Normy dotyczyły też środków czystości, pościeli, bielizny oraz ubrania.

W 1939 r kobietom przysługiwały raz na rok:

  • chustka,
  • bluzka letnia,
  • sukienka barchanowa,
  • buty skórzane,
  • 2 ręczniki,
  • 2,5 koszuli bieliźnianej,
  • 2,5 pary majtek,
  • 3 pary pończoch,
  • 1 para onuc barchanowych,
  • 1 półpalto,
  • 2 pary rękawic wełnianych,
  • 2 pary kombinowanych
  • raz na 2 lata: czapka, fufajka i walonki.

Tu także normy nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Więźniowie wychodzili na roboty źle ubrani i obuci, a w skrajnych przypadkach nie mieli w czym do niej wyjść i pozostawali w zimnych, brudnych i zapluskwionych barakach.

Po ataku Niemiec na ZSRR w 1941 r zaostrzono warunki obozowe.

Wydłużono czas pracy z równoczesnym pogorszeniem racji żywnościowych. Do pracy zmuszano również osoby, które nie były więźniami i tworzono z nich tak zwane bataliony budowlane. W batalionach znajdowały się osoby, które osiągnęły wiek poborowy, ale z powodów politycznych i narodowościowych nie kwalifikowały się do służby wojskowej. Do takiej mobilizacji na rzecz gospodarki sowieckiej podlegali obywatele sowieccy tych narodowości, których państwa narodowe prowadziły wojnę z ZSRR, a więc Polacy. Jednak najliczniejszą grupę powołanych stanowili Niemcy. Wśród nich byli także Bułgarzy, Grecy, Tatarzy krymscy, Chińczycy, Finowie, Rumuni, Węgrzy, Włosi. W sumie około 400 000 osób.

Na skutek przymusowej mobilizacji wojennej i dużej śmiertelności, obozy mocno się skurczyły pod względem liczebności więźniów. Dodatkowo amnestia z 1945 r sprawiła, że w Gułagach brakowało rąk do pracy. Dlatego w 1946 r utworzono obozy, które miały naprawiać zdrowie i siły do pracy więźniów III kategorii pracy fizycznej. Tak oficjalnie określano więźniów zagłodzonych i umierających. W języku łagrowym nazywano: dochodiagi, czyli dochodzą kresu. W obozach więźniowie przebywali 2 tygodnie, gdzie odpoczywał i się regenerował pod opieką lekarzy, którzy sprawdzali regularnie przyrost wagi. Jednak wielu więźniów było już w takim stanie, że nigdy nie odzyskało zdolności do pracy.

W kolejnych latach zaczętą sprawdzać wydajność pracy do kosztów utrzymania więźniów i całych obozów. Niestety okazało się, że ekonomicznie system pracy przymusowej był całkowicie nieopłacalny. Następnie wprowadzono wynagrodzenia za pracę dla więźniów (poza specjalnymi obozami), ale nigdy nie sprawdzono, czy to poprawiło to jej ekonomiczną opłacalność.

Warto wspomnieć, że w łagrach funkcjonowały od 1928 r specyficzne biura konstrukcyjne, w których przetrzymywani naukowcy anonimowo prowadzali badania naukowe i opracowywali nowe rozwiązania techniczne. W tych jednostkach panowały lepsze warunki bytowe. Prace były tajne, a dotyczyły badań i prac na bronią chemiczną, atomową czy bakteriologiczną, których ze względów etycznych i prawnych nie można było wykonywać oficjalnie.

Jednym z takich miejsc było Centralne Biuro Konstrukcyjne 29 podlegające bezpośrednio NKWD. Zwane było tupolewską szaragą, a siedziba była w Moskwie. CBK 29 działało od wiosny 1939 do czerwca 1941 r. Pracowali w nim jako więźniowie między innymi „ojciec” sowieckiej kosmonautyki, konstruktor pocisków balistycznych, rakiet i statków kosmicznych Siergiej Korolow czy Andriej Tupolew: generał, inżynier, konstruktor samolotów bombowych i pasażerskich.
W szaraszce pracował również najsłynniejszy więzień Gułagu: Aleksander Sołżenicyn.

Życie w łagrze

Osobliwym światem było też samo życie w obozach. Przemoc stosowali wszyscy i załoga obozu w stosunku do więźniów, jak i sami więźniowie w stosunku do siebie. Codziennością były pobicia, gwałty, zabójstwa. Więźniowie kryminalni nękali więźniów politycznych. Powstawały wśród więźniów gangi, które okradały innych więźniów z prywatnych przedmiotów i żywności. Skazani na długoletnie wyroki, wiedząc, że nie wyjdą z obozu nie liczyli się z życiem innych. Kolejną grupą byli kolaborujący z administracją więźniowie, którzy donosili na innych i dodatkowo zwalczali inne grupy i gangi w obozie.

Na wyjątkowe upokorzenia i znęcania w sowieckich obozach narażone były kobiety. Traktowane były jak istoty niższego rzędu. Władzę nad nimi mieli więźniowie funkcyjni, strażnicy, brygadziści, naczelnicy. Były bez litości wykorzystywane seksualnie i gwałcone. Aleksander Sołżenicyn w Archipelagu GUŁag pisał, że:

“(…) prawie każda kobieta, szczególnie jeśli była młoda i ładna, otrzymywała propozycję od potencjalnych „protektorów”. Dlatego, by przechytrzyć śmierć, niektóre sięgały po różne strategie przetrwania…”

Aleksander Sołżenicyn

Kończąc część 3 cytat:

Łagier był dla człowieka wielką próbą sił charakteru, zwykłej ludzkiej moralności i dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi nie wytrzymywało tej próby.

Warłam Szałamow “Opowiadania Kołymskie”
Udostępnij: