Aresztowanie przywódców Państwa Podziemnego

Po zakończeniu II wojny światowej przyszedł czas na rozliczenie i osądzenie winnych jej wywołania. I tu przywołuje się procesy norymberskie oraz procesy japońskich zbrodniarzy wojennych. Wszyscy jednak zapominają, że pierwszym procesem, w którym osądzono władze innego państwa, uznanego za nielegalne i zbrodnicze wobec zwycięskiej koalicji, był proces władz Polskiego Państwa Podziemnego przeprowadzony w Moskwie w dniach 17–21 czerwca 1945 roku. Dopiero po osądzeniu przywódców niepodległej Polski zajęto się zbrodniarzami wojennymi państw Osi.

Premier rządu polskiego Tomasz Arciszewski w dniu 13 lutego 1945 roku odrzucił postanowienia konferencji w Jałcie. Chodziło o aneksje wschodnich ziem Rzeczypospolitej i przyznanie Polsce części przedwojennego terytorium Niemiec oraz potwierdzenie utworzenia Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Jednak 21 lutego parlament Polskiego Państwa Podziemnego i Rada Jedności Narodowej, postanowił uznać te postanowienia, mimo że jej „warunki oznaczają dla Polski nowe, niezmiernie ciężkie i krzywdzące ofiary”. Ostatnią nadzieją ugrupowań niepodległościowych miało być ich wejście do deklarowanego w Jałcie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, aby nie zdominowali go komuniści, dla których, jak sami przyznawali, „prawdziwą ojczyzną był Związek Sowiecki”.

W tej sytuacji przywódcy Polskiego Państwa Polskiego postanowili przyjąć zaproszenie do rozmów wystosowane przez bliżej im nieznanego generała „Iwanowa” z NKWD. Generałem tym okazał się Iwan Sierow, mający duże doświadczenie w pracy na kierunku polskim, m.in. „rozładowanie” obozów polskich jeńców w Ostaszkowie, Kozielsku i Starobielsku w 1940 roku, czyli ponad 22 000 ofiar!

Do aresztowania przywódców PPP Rosjanie przygotowali bardzo starannie. Zaangażowali do tej akcji swoje dość liczne kontakty w Polsce, m.in. oficerów zinfiltrowanej przez NKWD Polskiej Armii Ludowej, a nawet pracującego dla nich byłego legionistę I Brygady.

4 marca w Pruszkowie odbyło się wstępne spotkanie delegacji Armii Krajowej z pełnomocnikiem gen. „Iwanowa”, płk. Pimienowem. Sowiecki oficer słowem honoru i z ręką na sercu zapewniał, że strona sowiecka ma uczciwe zamiary i zaprosił Komendanta Głównego NIE gen. Leopolda Okulickiego ps. „Niedźwiadek” oraz wicepremiera Jana Stanisława Jankowskiego ps. „Soból” na spotkanie ze sztabem marszałka Żukowa. W liście wręczonym Okulickiemu napisał:

Ja, jako oficer Armii Czerwonej, któremu przypadła w udziale tak ważna misja, daję panu pełną gwarancję, że od dnia, kiedy los pana będzie zależeć ode mnie, to jest od przyjazdu do nas, będzie pan całkowicie bezpieczny.

płk. Pimienow

Generał Okulicki miał pewne doświadczenia z pobytu w sowieckim więzieniu do 1941 roku i obawiał się o swój los:

Ja tam nie chcę iść, dlatego, że ja tam już siedziałem i oni drugi raz mnie nie wypuszczą.

Gen. Leopold Okulicki

Wicepremier Jankowski ustalił z płk. Pimienowem plan rozmów, które miały dotyczyć stanowiska polskiego wobec władz ZSRS, a także uzgodnień jałtańskich oraz sytuacji na zapleczu frontu. Uspokojenie zaplecza frontu uzależniał od zwolnienia aresztowanych i zesłanych do łagrów oficerów i żołnierzy AK. Rząd RP na uchodźstwie był poinformowany o planowanych rozmowach. W przesłanej instrukcji zalecał:

Rozmowy te wykorzystajcie przede wszystkim celem złagodzenia kursu w kraju i zaniechania terroru oraz deportacji.

28 marca 1945 roku Polacy mieli się spotkać w willi w Pruszkowie przy ul. Pęcickiej 3 z gen. „Iwanowem”.

Adam Bień, jeden z tzw. szesnastu, wspominał:

Pierwsi na rozmowy udali się Jankowski, Okulicki i Pużak. Nie wrócili tego dnia. Cały dzień czekaliśmy na nich w konspiracyjnym lokalu przy ul. Hożej i mimo że tego 27 marca otrzymaliśmy anonim, żebyśmy nie szli, że nas wszystkich zamkną, myśmy jednak zdecydowali się też pójść. Gdybyśmy się nie zgodzili, gdybyśmy nie poszli, to Rosja potraktowałaby to jako niechęć do pertraktacji. Z Pruszkowa pojechaliśmy do Włoch. Przy telefonie siedział major NKWD, w tym momencie kiedyśmy weszli on skończył rozmowę i powiedział: Proszę panów, właśnie rozmawiałem z Moskwą. Wasi koledzy, którzy wczoraj przyjechali do nas, w tej chwili wylądowali na lotnisku w Moskwie. Potraktowaliśmy to jako dobrą wiadomość, ale przyszedł wieczór, czekaliśmy, nic się nie działo i dopiero następnego dnia rano pojawił się jakiś generał i powiedział, że pojedziemy na lotnisko. Podwórze otoczone było przez żołnierzy z karabinami, czarne limuzyny czekały, wsiedliśmy i pojechaliśmy na Okęcie. Pamiętam, jak jeden z radzieckich oficerów zapytał nas: A zabraliście w tę drogę garść ziemi ojczystej?

Adam Bień

Władze na emigracji niemal natychmiast dowiedziały się o aresztowaniu polskich przywódców. Prezydent Władysław Raczkiewicz zaalarmował przywódców Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. A ci za pośrednictwem swoich ambasadorów próbowali interweniować w ZSRR.

Stalin na nieśmiałe zapytanie odparł jednak, że żadnego porwania nie było – podkreśla Małgorzata Koszarek. Oficjalną wiadomość o aresztowaniu Polaków Sowieci podali dopiero na początku maja. Kreml oskarżał ich o działalność dywersyjną na tyłach Armii Czerwonej.

Dnia 18 czerwca ruszył w Moskwie pokazowy proces. Piętnastu podsądnych aresztowano w Pruszkowie, ostatni – Aleksander Zwierzyński, przewodniczący Stronnictwa Narodowego – został zatrzymany wcześniej. Polaków sądził gen. Wasilij Ulrich, przewodniczący Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR, znany z wydawania drakońskich wyroków podczas wielkiej czystki. Oskarżał Roman Rudienko, który wkrótce miał reprezentować ZSRR podczas procesu norymberskiego. Obrońcy zostali wybrani naprędce, a oskarżeni po raz pierwszy zobaczyli ich na sali sądowej. Zresztą nie miało to większego znaczenia, bo ci i tak z reguły zgadzali się z argumentami oskarżenia.

Sam proces odbywał się z jawnym pogwałceniem prawa międzynarodowego, które nie uznaje sądzenia władz państwowych jednego państwa przez organa sądowe innego państwa.

Małgorzata Koszarek

O jego politycznym charakterze mówił na sądowej sali gen. Okulicki.

Chodzi o ukaranie za działalność zagrażającą interesom ZSRR. Jednym słowem chodzi o ukaranie polskiego podziemia.

Generał Leopold Okulicki

Wynik był z góry ustalony i wiadomy. Rozprawa trwała zaledwie trzy dni i zakończyła się trzynastoma wyrokami skazującymi. Podsądni mieli spędzić w więzieniu od czterech miesięcy do 10 lat więzienia, co jak na komunistyczne standardy były to kary dość łagodne. Gen. Ulrich tłumaczył, że sąd wziął pod uwagę zwycięskie zakończenie wojny. Rozstrzygnięcie to należy jednak rozpatrywać w szerszym kontekście.

Po odsiedzeniu wyroku w Moskwie i powrocie do kraju, do więzienia trafili Adam Bień i Kazimierz Pużak. Drugi z nich w procesie przywódców PPS-WRN został skazany na 10 lat. Zmarł w więzieniu w Rawiczu. Moskiewskiego więzienia nie przeżyli Stanisław Jasiukowicz, Jan Stanisław Jankowski i gen. Okulicki, który został tam zamordowany.

Małgorzata Koszałek

W dniu, kiedy sowiecki sąd ogłaszał wyrok na przywódców Państwa Podziemnego, były premier emigracyjnego rządu Stanisław Mikołajczyk rozmawiał w Moskwie z komunistami o podziale władzy w Polsce.

Nie obrażajcie się panowie, że my wam tylko ofiarujemy miejsca w rządzie, jakie sami uznajemy za możliwe. Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy.

Władysław Gomułka

Temat procesu nie został podjęty. Wyroków nie potępił też Zachód. Wszyscy zamilkli…

Sam generał Sierow w nagrodę za przeprowadzenie operacji porwania przywódców PPP otrzymał z rąk samego towarzysza Stalina order i tytuł Bohatera Związku Sowieckiego oraz został awansowany do stopnia generała-pułkownika. Podległe sowietom władze „polskie” również wyraziły swoją wdzięczność oraz „zachowały się jak należy” i w 1946 roku przyznały Sierowowi za zasługi w pracy na „kierunku polskim” najwyższe polskie odznaczenie wojskowe, czyli Krzyż Virtuti Militari IV klasy (złoty).
Został mu odebrany w 1995 roku (5 lat po śmierci) postanowieniem prezydenta RP Lecha Wałęsy.

Udostępnij: