Po podstępnym uprowadzeniu przez NKWD 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, do Moskwy, Rosjanie postawili Polaków przed sądem pod absurdalnym i kłamliwym zarzutem dywersyjnych działań na tyłach Armii Czerwonej. Pokazowy proces i wyroki były silnym ciosem Stalina w antykomunistyczną konspirację. Silnym, ale jeszcze nie śmiertelny.
Spojrzałem przez okno samolotu i zobaczyłem, że lecimy w innym kierunku, niż się spodziewaliśmy. Zapytałem: dlaczego? W odpowiedzi usłyszałem, że lecimy do Moskwy, do Stalina.
Adam Bień
Adam Bień w marcu 1945 roku był jednym z 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, który został „zaproszony” do Pruszkowa na negocjacje z oficerami Armii Czerwonej. Był poniekąd zaskoczony rozwojem wydarzeń. Sowieci złamali przecież wszystkie wcześniejsze ustalenia i najzwyczajniej w świecie ich uprowadzili, ich, czyli przedstawicieli legalnie działających polskich władz!
Czy jednak nie była to zbyt naiwne z ich strony, że decydując się na rozmowy? Czy powinni mieć jakiekolwiek złudzenia?
Wystarczyło posłuchać, co o sowieckich metodach miał do powiedzenia ostatni komendant główny AK i szef antykomunistycznej organizacji „NIE”,
gen. Leopold Okulicki, który kilka lat wcześniej przeszedł przez katownie Łubianki.
Wiedział, że wolność zawdzięczał jedynie niespodziewanej zmianie sojuszy po napaści Niemiec na ZSRR. A jednak Okulicki też pojechał na spotkanie do Pruszkowa, został zatrzymany i umieszczony w samolocie do Moskwy.
Być może przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego popełnili błąd. Faktycznie jednak znaleźli się w sytuacji niemal bez wyjścia.
Na początku 1945 roku los Polski wydawał się być przesądzony. Na konferencji w Jałcie przywódcy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii faktycznie przystali na to, by Polska stała się państwem podległym ZSRR. Zaakceptowali sformowany w Moskwie Rząd Tymczasowy, zastrzegając jedynie, że należy go uzupełnić o przedstawicieli opozycji.
Początkowo władze Rzeczypospolitej na uchodźstwie zdecydowanie sprzeciwiły się takim rozwiązaniom, ale działająca w kraju Rada Jedności Narodowej nie była już tak jednomyślna, a jej przedstawiciele wiedzieli, że mają niewielkie pole manewru. I kiedy zastanawiali się co dalej, Sowieci wysłali emisariusza z propozycją: „dogadajmy się”.
W lutym 1945 roku do gen. Leopolda Okulickiego zgłosili się pośrednicy z informacją, że marszałek Gieorgij Żukow szuka z nim kontaktu, aby porozmawiali o ustaleniach konferencji jałtańskiej i sytuacji na tyłach frontu. Chciał też poznać stosunek pozostających w podziemiu polskich oddziałów do ZSRR. Polacy się wahali, ale w końcu postanowili zaryzykować. Nie wiedzieli jeszcze, że właśnie wpadli w sidła NKWD, a rzekome spotkanie to element misternie przygotowanej operacji.
4 marca dochodzi do pierwszego spotkania obydwu stron delegacji. Na czele sowieckiej grupy stoi oficer, który przedstawia się jako płk Pimienow:
Jako oficer Armii Czerwonej, któremu przypadła w udziale tak ważna misja, daję wam pełną gwarancję, że od momentu, kiedy wasz los będzie zależny ode mnie, będziecie w całkowitym bezpieczeństwie.
płk. Pimienow
Faktycznie płk. Pimieniow był przedstawicielem radomskiej grupy operacyjnej NKWD. Poinformował także, że na rozmowy przyjedzie delegowany przez marsz. Żukowa przedstawiciel sowieckiego sztabu gen. Iwanow. Jak się niebawem okazało, było to kłamstwo, bo pod tym nazwiskiem krył się zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych – gen. Iwan Sierow. To właśnie on cztery lata wcześniej przesłuchiwał na Łubiance Okulickiego.
Zatem, kiedy 27 i 28 marca 1945 roku przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego pojawiają się w Pruszkowie, zostają zatrzymani przez NKWD i przewiezieni na Okęcie. Tam czekają na nich samoloty, które mają ich przerzucić do Londynu, na konsultacje z emigracyjnym rządem. W rzeczywistości 16 polityków i wojskowych ląduje w Moskwie, gdzie trafiają do więzienia. W ten sposób w ręce Sowietów wpadli m.in. wspomniany gen. Okulicki, delegat rządu londyńskiego i wicepremier na kraj Jan Stanisław Jankowski, czy przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak.
Dlaczego przywódcy polskiej konspiracji, mając świadomość ryzyka, zdecydowali się jednak jechać na rozmowy? – Znajdowali się pod ogromną presją. Pośrednio wywierali ją komuniści. Odmowa mogłaby zostać potraktowana jako czytelny sygnał, że podziemie dąży do eskalacji konfliktu. Ale presja miała też inne źródła.
dr Tomasz Łabuszewski, historyk z IPN
Gdyby przywódcy odrzucili propozycję, część działaczy PSL-u była gotowa opuścić konspirację i na własną rękę dążyć do porozumienia z komunistami i „legalizacji” partii. W ruchu ludowym wpływy lewicowe były wówczas silne, niektórzy aktywiści wchodzili w struktury tworzone przez komunistów, a żołnierze Batalionów Chłopskich w niektórych miejscach zasilali szeregi Milicji Obywatelskiej. Do tego, jak mówi, dochodziła niezbyt silna pozycja gen. Okulickiego. Miał sporą rzeszę przeciwników, którzy czyhali na jego błąd . Każdy ruch przedstawicieli podziemia mógł sprawić, że stracą wszystko. Tymczasem Sowieci nie ryzykowali nic. Doskonale zdawali sobie sprawę, że w konfrontacji z aliantami to oni rozdają karty. Chwilowych sojuszników zawsze wyprzedzali o krok. Już w 1943 roku, podczas konferencji w Teheranie, narzucili rozmowę o granicach w Europie. Kiedy alianci chcieli o tym dyskutować w Jałcie, Sowieci byli już na etapie narzucania Polsce rządu. Tak zresztą jest zawsze, kiedy do rozmów siadają z jednej strony kraje, które kierują się jakimiś zasadami, z drugiej zaś państwo totalitarne. Stalin wiedział, że uprowadzenie przywódców nie spotka się z żadnymi reperkusjami ze strony Zachodu. Nie pomylił się.
Zaalarmowane przez prezydenta RP na uchodźstwie, Władysława Raczkiewicza, rządy USA i Wielkiej Brytanii próbowały interweniować za pośrednictwem swoich ambasadorów, Stalin zbył ich jednak stwierdzeniem,
że żadnego porwania nie było. I na tym sprawa się zakończyła.
O tym, że przywódcy polskiego podziemia są w moskiewskim więzieniu, poinformowali świat dopiero na początku maja. Sowieci rozważali różne warianty. Jednym z nich było najpewniej zabicie aresztowanych. Choć informacje, że lecący do Moskwy samolot został tak uszkodzony, by rozbił się przy podchodzeniu do lądowania i że tylko przytomność umysłu nieświadomego zasadzki pilota pozwoliła uniknąć katastrofy, nie zostały potwierdzone, taki scenariusz był całkiem prawdopodobny. Ostatecznie jednak Sowieci zdecydowali się na pokazowy proces.
18 czerwca 1945 roku Polacy zasiedli na ławie oskarżonych. Zostali oskarżeni o działania dywersyjne na tyłach Armii Czerwonej. Proces trwał zaledwie trzy dni. Zapadło 13 wyroków skazujących. Podsądni mieli spędzić w więzieniu
od czterech miesięcy do dziesięciu lat. Jak na komunistyczne standardy, były to kary stosunkowo łagodne. Sowietom w tym wypadku nie zależało jednak na epatowaniu okrucieństwem. Wystarczyło im, że okażą światu swoją determinację. Jednak moskiewskiego więzienia i tak nie przeżyli gen. Okulicki, Jan Stanisław Jankowski oraz Stanisław Jasiukowicz
z Delegatury Rządu na Kraj. Po odsiedzeniu wyroków w Moskwie do polskich więzień trafili Adam Bień i Kazimierz Pużak. Drugi z nich zmarł podczas odbywania kary.
Ta operacja NKWD zadała potężny cios polskiej konspiracji i umocniła władzę komunistów. Jednak nadal wiele szczegółów tych dramatycznych wydarzeń pozostaje tajemnicą. Śledztwo w sprawie uprowadzenia przywódców podziemia i późniejszego procesu w latach 2003–2009 prowadził IPN. Zostało ono umorzone na skutek śmierci sprawców i dlatego wielu szczegółów nie udało się ustalić, ponieważ, jak podkreślał IPN w jednym z komunikatów, Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej odmówiła realizacji wniosku o pomoc prawną.
Zobacz także
Wywiad ze sztuczną inteligencją
Straceni dla nieba…
Berezwecz – kolejny Katyń