Jerzy Rawicz, czyli Rafał Gan-Ganowicz zapomniany antykomunista

Przypomnę Wam Bohatera, który całe swoje życie spędził na walce z komunizmem: Rafała Gan-Ganowicza. Sam nauczył się zwalczać komunizm, bo naukę pobierał właśnie od nich samych. Widział ich zdziczenie i bestialstwo. Nienawidził ich…

Jak powiedział Mao Zedong : milion ukłuć szpilką i słonia powali. I ja sobie te słowa wziąłem bardzo do serca i spędziłem życie na kłuciu moją prywatną szpileczką sowieckiego słonia. Ten słoń sczezł. Smród tego trupa roznosi się po wielu krajach europejskich. Ludzie strzeżcie się trupiego jadu.

Rafał Gan-Ganowicz

Rafał urodził się w 1932 roku w Wawrze. Jego mama zginęła od zbłąkanej kuli podczas kampanii wrześniowej a tatę stracił podczas Powstania Warszawskiego. Stratę ojca Rafał mocno przeżył, bo przez lata wojny, po stracie matki, to ojciec się nim zajmował i był jego jedyną rodziną. Zatem po śmierci ojca został sam. Błąkając się po wojnie po różnych miejscowościach wokół Warszawy, napotykał się często na rosyjskie wojska, które było mocnym zderzeniem z inną, barbarzyńską cywilizacją.

Kto widział przemarsz Armii Czerwonej pod koniec II wojny światowej, ten nigdy nie zapomni sowieckiego wandalizmu. Czego sowieciarz nie mógł ukraść to niszczył. Dlaczego tak strasznie niszczyli? Czyżby pchała ich do tego zazdrość, że ktoś mógł żyć w warunkach jakie oni, obywatele przodującego kraju widywali tylko w kinie? A może jest to natura sowieckiego człowieka napędzanego wódką? Nie wiem. Ale barbarzyństwo sowieckie pamiętam.

Rafał Gan-Ganowicz

Kiedy zaczęły się komunistyczne porządki w Polsce, Rafał jako zadeklarowany antykomunista, który jak wspominał, „zwichrował całe jego życie” i do końca pchał do walki z komunistami.

Mój antykomunizm, który mnie trawił i przeżerał przez całe życie, urodził się od nich. To oni nauczyli mnie antykomunizmu, komuniści. Nienawidziłem ich za prześladowanie patriotów, AK-owców, za zaplutego karła reakcji.

Rafał Gan-Ganowicz

W roku 1948 Rafał wstąpił do tak zwanego „Małego Sabotażu”. Nazwa została zapożyczona z czasu okupacji niemieckiej, gdzie dzieci i młodzież malowały hasła, rozklejały afisze na mieście, czyli zwalczanie wtedy faszyzmu, a teraz komunizmu za pomocą humoru. I dziś też dzieciaki malują po ścianach sprayem różne rzeczy (niszcząc w ten sposób elewacje, bo za tymi napisami nic nie idzie) i ponoszą za to jakieś kary, ale w 1948 roku, do tych dzieciaków strzelano…

24 czerwca 1950 roku usłyszał od kolegi: Rafał, organizacja wpadła, szukają Cię. Dlatego musiał zniknąć z terenu, na jakim go znano. Początkowo chciał pojechać do Wrocławia, jako repatriant. Ale na dworcu zobaczył pociąg jadący do Berlina i w przeciągu minuty podjął decyzję, że spróbuje przedostać się do Berlina.

Podróż przebiegała dość dramatycznie, ponieważ jedynym schowkiem w pociągu była półka między podłogą wagonu a torami i szczupła osoba mogła się na niej zmieścić. Zatem Rafał ukrył się w niej i wyruszył, z duszą na ramieniu i pistoletem Walter w kieszeni, do Berlina. Jak sam zauważa:

Cały mój los, moje przyszłe poczynania, moje koleje losu, wynikały z tego początku.

Rafał Gan-Ganowicz

Podczas podróży cały czas myślał co zrobi jak go złapią. Wiedział już o UBckich katowniach, więc o schwytaniu go żywym nie mogło być mowy. Śmierci się nie bał, ale bał się tortur i tego, że mógłby się z czymś wygadać. A nikt się do końca nie zna i nie wie, czy będzie bohaterem. Dlatego postanowił, że jeżeli będzie taka sytuacja, to będzie się bronił, ale ostatnią kulę zostawi dla siebie.

Tymczasem pociąg dojechał do Poznania. Był to bardzo długi postój, podczas którego został zauważony przez kolejarza. Jednak ten go nie wydał i Rafał dojechał do Berlina. Cała podróż trwała 24 godziny …

Berlin wschodni leżał wtedy cały w gruzach. Rafał wyszedł z pociągu i zaczął iść przed siebie. Kiedy zobaczył stragan, na którym wystawione były pomarańcze, pomyślał, że jest już w zachodniej części Berlina. Pomarańcze zobaczył pierwszy raz od 1939 roku. Chwilę potem zobaczył Policjantów, z którymi porozumiewał się na migi, by chwilę później być wiezionym do dawnego więzienia w Moabicie. Tak więc pierwszą noc na wolności, spędził Rafał w więzieniu.

99% uchodźców Polskich przechodzących przez Berlin wybierało taką samą drogę jak ja, to znaczy szło do oddziałów wartowniczych przy armii amerykańskiej. W tych oddziałach wartowniczych spędziłem szereg lat. Idąc do tych oddziałów wartowniczych, święta moja naiwności myślałem, że to zaczątek legionów Dąbrowskiego, że amerykanie szykują jakąś polską armię na obczyźnie, że to jest pod autorytetem gen. Andersa, że będą nas uczyć, jak z powrotem komunistów z Polski wyganiać. A to była zwykła półcywilna służba wartownicza, stróże nocni. To jedno rozczarowanie. Drugie rozczarowanie, to było znowu tym trybem życia pijacko- chuligańskim, trochę zdemoralizowanym przez wojnę. Także najlepiej się tam nie czułem, tym bardziej że było to w Niemczech, a wciąż miałem do Niemców ogromne pretensje. Dlatego w ramach tych oddziałów wartowniczych postarałem się o wyjazd do Francji.

Rafał Gan-Ganowicz

We Francji na mocy porozumienia gen. Andersa a IV Republiką, była możliwość odbywania szkoleń wojskowych dla zaufanych oficerów, jeśli by w Polsce wybuchła wojna z Sowietami i konieczna była by partyzantka. Były to ściśle tajne szkolenia i trwały kilka lat.

Mimo zniechęcenia w swoją przydatność jako żołnierza i wątpienia w wojnę z Sowietami oraz upadku tego systemu, Rafał zaczął szukać możliwości walki z czerwonymi. Po kilku latach nadarzyła się okazja i jako najemnik wyjechał do Kongo, gdzie rząd Kongijski zwalczał rewolucję, jaką zorganizowali komuniści pod przywództwem Lumumby. Lumumba wraz ze swoimi wspólnikami byli szkoleni i finansowani z Rosji Sowieckiej i Chin.

Czy moi koledzy wspominali Wietnam czy wojnę w Algierii? Nie wiedziałem. Psy wojny? Na pewno. Wojna była ich żywiołem, narkotykiem. Czułem, że tych weteranów zapomnianych wojen łączy coś, co dla mnie jeszcze jest niedostępne. Zazdrościłem im. (…) Antykomunistami byli na pewno. Ale w wojnie szukali czegoś innego, czegoś czego smak poznałem dopiero później. Męskiej wiernej przyjaźni, przygody, a przede wszystkim ciągłego wystawiania się na próbę. Przekonałem się później jakim rajem wydaje się życie, gdy przejdzie się przez płomień piekła. Jaką żądzę czuje ten kto ociera się o śmierć. Jak smakuje szklanka whisky, spłukująca smak potu lub krwi. Narkotyk wojny.

Rafał Gan-Ganowicz

Ganowicz, cały czas się bał, co wynikało z jego kompleksu, czy się sprawdzi jako oficer, bo nie jest sztuką zdobyć stopień oficerski, tylko sztuką jest potem nie nawalić i nie zawieść. Tak więc bał się, bo nigdy wcześniej nie brał udziału w wojnie i nie był siebie pewien, bo nigdy nie przeszedł takiego testu. Najbardziej bał się tego, że się będzie bał. Jak się zachowa na polu walki, czy strach pozwoli mu w pełni działać. Zgłosił się żeby walczyć z czerwonymi, ale dokładnie nie wiedział, jak przebiegać będzie ta walka, bo relacje znał tylko z gazet, a jak wiadomo dziennikarze lubią ubarwiać swoje opowieści. Zatem niewiele wiedział co się dzieje w Kongo i jaki los go czeka.

Kiedy dotarł do Stanleyville (obecnie Kisangani), zobaczył rzeczy straszne. Warto przypomnieć, że w Kongo od 1960 roku trwał konflikt pomiędzy rządem Patrice’a Lumumby, wspieranym przez komunistów z Chin i ZSRR, a rebeliantami z Katangi, dowodzonymi przez Moise Czombego, który ściągał najemców z Zachodu. We wrześniu 1960 roku pułkownik Joseph Mobutu obalił premiera Lumumbę, który w następnym roku został zabity przez katangijskich żołnierzy. Rafał Gan-Ganowicz sytuację w Kongu opisywał tak:

Agenci komunistyczni w pierwszej fazie podburzyli motłoch. Krew zaczęła się lać strumieniami. Gwałcono kobiety. Sztachety płotu okalającego koszary udekorowano białymi dziećmi. Ze szczególną gorliwością znęcano się nad zakonnicami i misjonarzami. W tym samym czasie komunistyczni emisariusze docierali do plemion żyjących w dżungli i wchodzili w kontakt z plemiennymi czarownikami . „Rżnąć białego” było hasłem, które odpowiadało im szczególnie. Uzbrojone przez Sowiety plemiona zajmowały miasta i plantacje. Odurzeni przez czarowników haszyszem wojownicy prześcigali się w krwiożerczości i okrucieństwie. Przez Sudan szły transporty sowieckiej broni. Moise Czombe próbował przeciwstawić się temu z pomocą oddziałów katangijskich, wspieranych przez najemników z Europy.

Rafał Gan-Ganowicz

Rewolucja komunistyczna rozpoczęta przez Lumumbę przeszkolonego przez Sowietów wprowadzała hasła Rewolucji Październikowej: kradnij nakradzione i morduj białego. Mimo, iż w Rewolucji Październikowej nie było takiego hasła (ale było stosowane), to w Kongo było to realizowane po to, żeby nigdy już biali nie wrócili do tego kraju.

Ludność cywilna Konga, została bardzo zmanipulowana, do tego stopnia, że w panice przed białymi uciekła do lasów i tam, żeby przeżyć przyłączyli się do komunistów.

Zadaniem najemników, było wygasić rebelię i jak największą ilość ludności cywilnej wyciągnąć z lasów, żeby wrócili do swoich miejsc zamieszkania i żeby znowu mogli normalnie żyć i pracować. Ganowicz poza byciem żołnierzem, umiał też organizować życie społeczne ludziom, których udało się wyciągnąć z lasów.

Rafał Gan-Ganowicz
Rafał Gan-Ganowicz w Jemenie

Ganowicz nie mógł znieść życia w cywilu. Dobijała go codzienne rutyna i te same czynności. Wojna z czerwonym okazała się nie tylko życiową misją, ale i przygodą, której mu brakowało i zaczął tęsknić. Dlatego w lutym 1967 roku spotkał się ze swoim znajomym wojskowym z Konga, który zaproponował mu pracę w Jemenie. Bowiem w Jemenie zagnieździli się Sowieci i zaczęli podburzać ludność i rozprzestrzeniać się. Zatem przybycie Ganowicza do Jemenu było w doskonałym czasie. Powstały dwa komunistyczne ogniska, jedno było w stolicy Sanie, drugie w porcie na Morzu Czerwonym, gdzie szykowane było miejsce na bazy marynarki sowieckiej.

Byłem znów żołnierzem. Paryż i jego mgły zniknęły z mojej pamięci. Liczyło się tylko jutro. W głębi groty spał mój najlepszy druh George. Na odległość ręki leżał karabin. Byłem szczęśliwy.

Rafał Gan-Ganowicz

To była dla Ganowicza okazja, aby zmierzyć się z prawdziwymi Sowietami.

W Jemenie Ganowicz pełnił różne funkcje: był doradcą głównodowodzącego armii rojalistycznej Emira Mohameta, następnie prowadził akademię wojskową, czyli uczyli Jemeńczyków posługiwania się nowoczesną bronią, by później znów prowadzić ostrzał z moździerzy. Sprawiało mu ogromną radość, że każda jego rada i każdy strzał z broni, mierzył wprost w Sowietów.

Pierwsze rozerwały się na poddaszu, następne na piętrach. Z okien wyskakiwali partyjniacy i ludzie w mundurach – sowieckich. W mało znanym kraju, w wojnie, o której mało kto słyszał, po raz pierwszy raz od wielu lat znów dane było Polakowi stanąć z bronią w ręku na przeciw Armii Czerwonej. Koledzy dziwili się, że wsłuchiwałem się w wycie katiusz z uśmiechem i że drżały mi ręce trzymające lornetkę. Dajcie mu spokój – powiedział Georges, on ma tu swoje osobiste porachunki.

Rafał Gan-Ganowicz

Ganowicz ostrzelał moździerzem całą alejkę i budynki ambasady wschodniej i zachodniej. Zrobił to ponieważ uważał, że ambasady zachodnie, za bardzo pospieszyły się z uznaniem czerwonego reżimu. Gdy strzelał w ambasadę sowiecką, utrzymał ogień ciągły przez dłuższy czas, by mieć pewność, ze to gniazdo złodziei zostanie zrównane z ziemią. Z nieukrywaną satysfakcją słuchał na drugi dzień informacji ze stacji radiowej, która podawała, że pracownicy dyplomatyczni ambasad zachodnich opuszczają stolicę Jemenu.

Czerwona zaraza zabija. Zabija ciało, gdy nie może zabić ducha. Szliśmy przez spalone wioski. Sowieci już wtedy stosowali tu ludobójcze metody, które po latach obrócili przeciw Afganom i Czeczenom. Ich lotnictwo atakowało bezlitośnie każde skupisko ludzkie. Niszczonymi rakietami i bombami wioskach ginęły kobiety i dzieci. Płonęły skromne zbiory podpalane napalmem. Ginęły stada bydła, barany masakrowane z rozmysłem przez sowieckich pilotów. Ta wojna przeciw bezbronnym nie była objawem szczególnego sadyzmu czy zezwierzęcenia doradców. Były to zimne, planowane w Moskwie zasady prowadzenia wojny.

Rafał gan Ganowicz

W tym czasie ONZ zaczęło naciskać na Arabię Saudyjską, aby przestała opłacać najemników w wojnie w Jemenie, co było równoznaczne z tym, że Związek Sowiecki żądał wycofania takich żołnierzy jak Gan-Ganowicz z tej wojny. Ale podczas ataku i ostrzeliwania pozycji Europejczyków przez Sowieta pilotującego MIGa, udało się go zestrzelić Polakowi, Belgowi i Francuzowi. Znaleziono przy zestrzelonym – jak się okazało- oficerze Sowieckich Sił Powietrznych listy wszystkich oficerów stacjonujących w Jemenie, natychmiast tą listę przesłano do Arabii Saudyjskiej, której przedstawiciele pokazali w ONZ, że za atakami na Jemeńczyków stoją Sowieci a nie Europejczycy. To uciszyło całą sytuację, a najemnicy mogli zostać w Jemenie na dłuższy czas. Wojna ta skończyła się dla czerwonych źle, ponieważ nie utrzymali pozycji i musieli się wynieść z Jemenu.

Jemen zakończył karierę oficerską Ganowicza. Mimo iż zazdrościł swoim kolegom, którzy wciąż walczyli z czerwonymi w różnych krajach, często tracąc życie, to musiał zająć się swoją dorastającą córką.

W 1985 roku Ganowicz zaczął pracować w Radio Wolna Europa. Poproszono, żeby nie występował pod własnym nazwiskiem, bo da to Kiszczakowi argument, że zatrudnia się w radio najemników. Występował zatem przez wiele lat jako Jerzy Rawicz. Praca ta dawała dużo radości Ganowiczowi. Atmosfera w Radio zaczęła się psuć w okolicach Okrągłego Stołu, opcje polityczne, które podobały się Ganowiczowi, nie podobały się szefom Radia. I mimo iż pensje otrzymywał Ganowicz regularnie, z każdym miesiącem na antenie pojawiał się coraz rzadziej, aż przestał pojawiać się w ogóle.

Rafał Gan-Ganowicz zmarł w Lublinie w 2002 roku.

Artykuł powstał dzięki pani Agnieszce Nagrodzkiej, która zainspirowała nas przypominając na Twitterze o tym wspaniałym i wciąż mało znanym bohaterze.

„Kondotierzy”

Gdy pisałem te wspomnienia Kongo nazy­wało się Zair (a w 1997 roku przywrócono krajowi dawną nazwę). Jak wiadomo, dyktatura Mobutu była „dale­ka od wzorów demokracji”. Ale olbrzymie złoża uranu, kobaltu, miedzi i diamentów nie służą czerwonemu. W jakimś tam maleńkim stopniu jest w tym i moja zasługa. Choćby całą moją działalność sprowadzić do kłucia szpilką. „Milion ukłuć szpilką i słonia zabi­je” – powiedział Mao. Niech więc każdy chwyta za szpilkę!

W Jemenie obie walczące strony dogadały się. Opuszczając ten kraj, nie wiedzieliśmy, że rokowania były prowadzone już od miesięcy. Jemen pozostał re­publiką. Ale niekomunistyczną. Na początku 1970 ro­ku wydalono „doradców” sowieckich. Zamknięto so­wiecką bazę w Al-Hudejda. W lipcu tegoż roku Jemen Północny wznowił stosunki dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi i uzyskał od nich pomoc. 300 tysięcy uchodźców z Południowego, „ludowego” Jemenu na­płynęło jeszcze tego samego roku. W 1979 roku Połud­niowy Jemen napadł na Północny, próbując go przyłączyć siłą (na wzór Korei, gdzie się to nie udało, czy też Wietnamu, gdzie, niestety, się powiodło). 300 milionów dolarów pomocy wojskowej od USA. Inwazja się zała­mała. Zamachy stanu. Kraj jest „daleki od wzorców demokracji”. Ale jest wolny. I ma przed sobą przy­szłość. I w tym jest i moja maleńka zasługa.

Rafał Gan-Ganowicz

Udostępnij: