Budynek „Toledo” był jednym z najważniejszych miejsc na mapie „czerwonego terroru”. Został rozebrany w latach siedemdziesiątych XX w. Jedyne ślady jakie po nim zostały do dziś, to niewielki fragment muru więziennego oraz pomnik poświęcony ofiarom więzionym tam w początkowym okresie komunizmu. W 2020 r. na terenie „Toledo” zostały odkryte szczątki pomordowanych Bohaterów…
Więzienie karno-śledcze nr III, potocznie nazywane Toledo, było zlokalizowane w praskiej części Warszawy przy ul. Ratuszowej 11, obecnie jest to Namysłowska 6. Należało ono do najcięższych w komunistycznym systemie więziennictwa w Polsce. Przez pierwsze 3 lata w powojennej Warszawie to tu, a nie przy Rakowieckiej, było główne więzienie. Na terenie okrytego złą sławą Toledo represjonowano więźniów politycznych. Byli to żołnierze Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowej Organizacji Wojskowej, Ruchu Oporu Armii Krajowej, członkowie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, Żołnierze Wyklęci, kilkunastoletni uczestnicy antykomunistycznego ruchu oporu. Według oficjalnych, ale wciąż jeszcze niepełnych danych, w latach 1945–1956 blisko 220 więźniów poniosło śmierć w wyniku egzekucji, chorób lub okrutnych metod śledczych.
Byli wśród nich m.im.:
- ppłk Lucjan Szymański „Janczar” – komendant Podokręgu AK „Warszawa-Wschód”,
- mjr Stanisław Ostwind-Zuzga – komendant Obwodu NSZ Węgrów,
- mjr Jan Szklarek „Kotwicz” – komendant Okręgu Białostockiego NZW,
- sześciu partyzantów z Okręgu Lubelskiego NSZ-NZW z mjr. Zygmuntem Wolaninem na czele
- Waldemar Baczak „Mały” – żołnierz pułku „Baszta” w Powstaniu Warszawskim
- kpt Józef Czerniawski – kapitan Wojska Polskiego.
- Edward Grabarz – żołnierz oddziału NSZ-NZW „Rekina”
- por Zygmunt Kęska „Świt” vel. „Krewny”, żołnierz ZWZ-AK oraz Zrzeszenia WiN.
- Stefan Nowaczek „Wilk” żołnierz AK i NSZ oraz NZW, komendant Okręgu Warszawa NZW
- por Edward Nowicki „Tyczka”, uczestnik kampanii wrześniowej, żołnierz AK, oficer łączności komendy Obwodu AK Radzymin, szef komendy Obwodu AK Ostrów Mazowiecka.
Pomimo szczególnej roli tego więzienia w komunistycznej Polsce, wiedza o nim jest znikoma. Zawęża się ona do publikacji naukowych, natomiast niewiele jest publikacji popularnonaukowych, które przyczyniłyby się do rozpowszechnienia wiedzy o Toledo. Mam nadzieję, że ta publikacje choć trochę wypełni tą lukę.
Pierwsze informacje o dokonywanych egzekucjach i zakopywaniu ciał skazańców w obrębie murów więziennych Toledo pojawiły się pod koniec lat osiemdziesiątych. Gromadzone one były nielegalnie przez Społeczno-Kościelny Komitet Uczczenia Ofiar Terroru Władzy z lat 1944–1956, który powstał z inicjatywy księdza Józefa Maja, proboszcza parafii św. Katarzyny w Warszawie. W ciągu zaledwie kilku lat Komitet zgromadził liczne i bezcenne źródła dokumentujące bezmiar zbrodni popełnionych przez komunistów, w tym tych dokonanych w więzieniu Toledo.
Niezwykle ważny opis egzekucji na Toledo autorstwa Jana Estkowskiego dotyczy zdarzeń z wiosny 1945 r.:
Do końca kwietnia [1945 r.] siedziałem w celi z widokiem na zamknięty dziedziniec więzienny i rosnącą na nim brzozę. Na piętrze, przez okienko obserwowaliśmy w rogu dziedzińca budowę jakiejś piwnicy czy bunkra. Wkrótce poznaliśmy przeznaczenie tej piwnicy. Przyprowadzano tam na «rozwałkę» skazańców. Oczywiście z odpowiednim ceremoniałem. Pod pniem brzozy stawał żołnierz z automatem i wzrokiem skierowanym ku oknom na piętrze, aby ciekawym obserwatorom napędzić strachu strzałem – nie wolno było wyglądać. Z głównego wejścia do więzienia – przez trawnik kilku żołnierzy czy funkcjonariuszy UB przeprowadzało «skutego» nieszczęśnika do bunkra-piwnicy, skąd już nie wychodził żywy. Często wyprowadzano skazańców w nocy […]
Jan Estkowski
Inne miejsce straceń wskazała dawna więźniarka Krystyna Opałło:
Egzekucje odbywały się na dziedzińcu, poza budynkiem więziennym, w załomie muru. Mur w tym miejscu pokryty był smołą, u góry wmurowana była szyna do wieszania skazańców. Urządzenia te widziałam, kiedy zimą popsuła się kanalizacja i kazano nam wynosić nieczystości na dziedziniec, gdzie były budynki gospodarcze (piekarnia, pralnia i szwalnia). Pracowali tam więźniowie kryminalni, którzy informowali nas o egzekucjach, przechodząc obok lub gestami, pokazując strzał w głowę bądź wieszanie. Egzekucje wykonywano również w karcerze. Były to dwie piwnice. W jednej z tych piwnic jedna ze ścian była pokryta smołą. Pomieszczenia te widziałyśmy, ponieważ siedziałyśmy tam 24 godziny za odmowę jedzenia obiadu […]
Krystyna Opałło
Następnie dodała:
W maju bądź na początku czerwca przed wieczorem zobaczyłyśmy z okien naszej celi idącą przez dziedziniec wysoką kobietę, wyprostowaną, ubraną w sweter i spodnie zielonego koloru (chyba kolor wojskowy). Prowadzili ją wartownicy od bramy wejściowej w drugim murze do pomieszczeń biurowych znajdujących się w środkowej części skrzydła budynku więziennego, tam, gdzie na pierwszym piętrze były cele śmierci. Kobieta niosła przed sobą węzełek. Wyglądało to dziwnie, bo ten węzełek trzymała tak, jakby to było coś delikatnego, co bała się uszkodzić. Następnego dnia rano widziałyśmy to przez okno […] jak prowadzono ją w asyście kilku mężczyzn, między innymi znanego nam z widzenia wartownika, ubranego w biały fartuch lekarza, funkcjonariusza sprawującego czynności kata – Szewczyka, kogoś przebranego za księdza (był w komży), a także naczelnika więzienia bądź jego zastępcy. Wyprowadzono ją poza bramę. Potem dowiedziałyśmy się, że przewieziono ją na jedną noc z więzienia na Rakowieckiej i tutaj wykonano wyrok chyba przez powieszenie.
Krystyna Opałło
Ze wspomnieniami więźniów osadzonych na Toledo na temat miejsca i sposobu wykonywania egzekucji zbieżna jest także pisemna relacja żołnierza jednostki wojskowej stacjonującej obok więzienia. Był on szefem pralni i łaźni przy 1. Praskim Pułku Piechoty, który stał w koszarach przy ul. 11 Listopada na Pradze, i właśnie budynek pralni sąsiadował z murem więziennym:
W 1946 r. odkryliśmy – wspominał po latach ów żołnierz – że jeżeli na wieżyczce strażniczej w południowo-wschodniej części więzienia zaświeci się żarówka po południu, to za chwilę zaczną prowadzić jakiegoś więźnia z AK, jak nam na migi pokazano przez okno więzienia. Więc kiedy żarówka zabłysła, wchodziliśmy na strych pralni i przez okienko śledziliśmy takie egzekucje. Egzekucje odbywały się zawsze po południu w następujący sposób. Więźnia prowadzono już na powrozie założonym na szyję i na miejscu zezwalano na ostatnie słowa, jak np. przy wyrokach wojskowych przez rozstrzelanie na froncie. Tam udzielano ostatniego słowa lub dawano na życzenie papierosa przed śmiercią. Przy wyprowadzeniu z więzienia i egzekucji asystowało czterech oprawców. Pewnego razu prowadzono i wieszano młodą dziewczynę, która chyba jeszcze nie miała osiemnastu lat, była ona łączniczką AK. […]
Więźniowie pracujący w ogrodzie przy naszej pralni, rzucając nam ogórki przez siatkę w płocie, mówili nam, kiedy prowadzony jest więzień na powieszenie.
Poza opisem okoliczności wykonywania egzekucji w więzieniu praskim nieliczne źródła wskazywały również miejsca, w których zakopywano ciała skazańców. Naoczny świadek więziennych egzekucji pisał:
[…] w tym rogu więzienia rosły wysokie ziemniaki posadzone na zakopanych ofiarach, jak nam mówili więźniowie.
Przypuszczam – zeznawała po latach była więźniarka – że został on [Kazimierz Wojciechowski, stracony 27 lutego 1945 r.] pochowany na terenie więzienia, tak jak i cały szereg innych osób. Gdy grupy osadzonych były wyprowadzane bardzo rzadko na spacer, to były ślady świeżych pochówków na wewnętrznym dziedzińcu, były one tak znaczne, że na zewnątrz ziemi były ślady krwi. Ja osobiście widziałam raz przez okno celi z pawilonu VIII od strony ul. 11 Listopada wykopany głęboki dół, w którym były chowane zwłoki […]. Ponadto zwłoki zmarłych więźniów były chowane na terenie położonym wokół gmachu więzienia a murem ogrodzenia terenu więziennego. W lecie przy dużych upałach było czuć rozkładające się zwłoki i zapach ten dochodził do cel.
Naczelnikiem Toledo był por. Kazimierz Szymonowicz zwany „Krwawym Kaziem”. Naprawdę nazywał się Kopel Klejman. Pochodził z żydowskiej rodziny mieszkającej w Chęcinach. Był zdeklarowanym komunistą. Lubił osobiście mordować a zwłoki mieszał ze śmieciami i zakopywał w dołach z wapnem. Kopel Klejman przy pomocy przebywających w Toledo volksdeutschów wybudował specjalny bunkier z hakami w suficie oraz rynienkami odpływowymi na krew. W którym byli torturowani i mordowani ostatni żołnierze II RP. Po nieudanej próbie zamachu na jego życie, podjętego przez działaczy WiN-u został naczelnikiem centralnego więzienia w Rawiczu (1945–1949). Szymonowicz nigdy nie został postawiony przed sądem za popełnione zbrodnie.
Spotkała go jednak inna sprawiedliwość. Miał syna, który po wojnie studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zawód i okrucieństwa jego ojca były znane w całej Warszawie. Młodemu Szymonowiczowi z tego powodu wciąż docinano. Nie mógł znieść ciągłego przypominania o zbrodniach ojca i popełnił samobójstwo, skacząc z okna. Podobno po śmierci syna Szymonowicz załamał się i w końcu sam popełnił samobójstwo, odkręcając gaz.
Do najbardziej brutalnych śledczych należeli m.in.: Tadeusz Gózik, Zygmunt Knyziak, Tadeusz Poddębski, Józef Frydman i prokurator Landzberg. W przesłuchiwaniach i znęcaniu się nad więźniami brała udział również Julia Brystygier. Najczęstszymi metodami tortur było bicie gumowymi pałkami, kopanie po nerkach, głowie i piszczelach, a także sadzanie więźniów na nodze od stołka z uniesionymi nogami.
Podczas przesłuchania przez prokuratora w 1991 r. funkcjonariusza praskiego więzienia było jasne, że chowano ciała więźniów na terenie Toledo:
W roku 1957–1958 kazano mi – zeznawał – założyć świniarnię. W tym czasie, gdy zaczęto robić wykopy, jeden z funkcjonariuszy powiedział mi, aby dalej nie kopać, gdyż można by było, jak twierdził, «coś wykopać» i wtedy by się pan zdenerwował. Zrozumiałem wtedy, że tam były zakopane zwłoki. W tym miejscu stoi teraz blok przy ul. Namysłowskiej, dawniej 11 Listopada
Wraz z upadkiem PRL oczekiwano rozliczenia minionego systemu, w tym postawienia przed sądem ludzi, którzy w jego służbie dopuścili się tyle bestialstwa i zbrodni. Tysiące rodzin ofiar komunizmu wierzyło, że w krótkim czasie zostaną podjęte działania zmierzające do wyjaśnienia wszystkich okoliczności zabójstw popełnionych w okresie Polski Ludowej/PRL oraz pomogą poprzez stosowne procedury na odnalezienie miejsc pochówku ukrywanych przez dziesięciolecia.
Wśród nielicznych wówczas działań było wszczęcie 8 sierpnia 1991 r. przez Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu śledztwa w sprawie miejsc pochówku osób, na których wykonano wyroki śmierci w latach 1944–1956. Jego głównym celem było ustalenie miejsc, grzebania zmarłych i straconych więźniów, zasad i sposobu ich chowania oraz osób odpowiedzialnych za te czynności. Dodatkowym celem było zaś wyjaśnienie wszystkich przypadków „zacierania śladów zbrodni popełnionych w latach 1944–1956 na terenie Warszawy przez b. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego i wymiar sprawiedliwości, polegające na dokonywaniu tajnych pochówków osób straconych bądź zmarłych w niewyjaśnionych okolicznościach na terenie więzień Warszawa I Mokotów, Warszawa III – Praga i aresztów Informacji Wojskowej i Bezpieczeństwa Publicznego”
Najważniejszym efektem dwuletniego śledztwa prowadzonego przez prok. Marię Grabską-Taczanowską było, jak zapisano:
[…] uprawdopodobnienie miejsc chowania zwłok ofiar komunizmu w Warszawie. Na podstawie zeznań świadków ustalono, że tajne pochówki odbywały się na cmentarzu parafii św. Katarzyny przy ul. Wałbrzyskiej, cmentarzach na Bródnie – katolickim i żydowskim, „Łączce” Cmentarza Wojskowego na Powązkach oraz na terenie Więzienia Warszawa-Praga.
W ramach śledztwa prok. Grabska-Taczanowska przeprowadziła wizję lokalną w miejscu dawnego więzienia przy ul. Namysłowskiej oraz zleciła Centralnemu Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej Policji wykonanie urządzeniem elektrooporowym badań wytypowanego fragmentu terenu więziennego, mogącego – w ocenie świadków – skrywać doły śmierci. Metodą tą specjaliści policyjni przebadali ok. 250 m kw. powierzchni dawnego więzienia i wytypowali „położenie najbardziej prawdopodobnego miejsca na wieloosobowy grób” .
Śledztwo zostało umorzone decyzją Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie z 20 lipca 1993 r. ze względu na – jak zapisano w uzasadnieniu – „przedawnienia karalności przestępstw”.
„Śledztwo – argumentowano – wykazało zatem, że zachowanie wymienionych osób wyczerpuje jedynie znamiona przestępstwa urzędniczego [niedopełnienie formalności, staranności]”.
Przez ponad kolejnych dwadzieścia lat, mimo ustaleń dokonanych przez prok. Grabską-Taczanowską i wyników badań elektrooporowych, żadna instytucja państwa polskiego nie podjęła prac poszukiwawczych na terenie dawnego więzienia. Dopiero w 2015 r pracownicy Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN przeprowadzili wizje lokalną na obszarze osiedla przy ul. Namysłowskiej 6. Następnie analizowali zgromadzone dokumenty, wspomnienia, relacje, mapy, fotografie lotnicze i satelitarne, które mówiły i potwierdzały o śmierci więzionych osób na Toledo. Wiedza jaką wtedy uzyskano, stała się podstawą do przeprowadzenie przez pracowników Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN drugiej wizji lokalnej 20 maja 2020 r. Na miejscu okazało się, że na terenie wytypowanym do przyszłych poszukiwań trwały prace związane z budową osiedlowego parkingu. Dzięki życzliwości inwestora i administracji Spółdzielni Mieszkaniowej Namysłowska oraz wykonawcy robót od 25 maja do 10 lipca 2020 r. specjaliści BPiI prowadzili nadzór archeologiczny na całym obszarze budowy. I na niewielkiej głębokości, nieprzekraczającej 1 metra!, odnaleziono czternaście jam grobowych, z których w 12 znajdowały się szkielety ofiar złożone bezpośrednio w ziemi, bez żadnych śladów drewna świadczących o chowaniu ich w trumnach bądź skrzyniach.
Analiza ujawnionych pochówków pozwala stwierdzić, że spośród osiemnastu odnalezionych szczątków ludzkich co najmniej dwa należały do kobiet. Wiek ofiar mieścił się w przedziale 25–44 lata. Tylko w jednym przypadku można mówić o osobie bardzo młodej, w wieku 14–16 lat. W grobach odnaleziono fragmenty odzieży, w tym mundurów wojskowych. Pochowani mogli być straconymi, zmarłymi lub zamordowanymi w więzieniu, jak też ofiarami represji komunistycznego aparatu bezpieczeństwa zabitymi w Warszawie lub jej okolicach w latach 1945–1947.
Na koniec taka smutna refleksja. Na terenie więzienia stało drzewo, na którym wieszano więźniów, przetrwało do 2018 lub 2019 roku. Niestety zostało ścięte, bo zagrażało. Nikt nie pomyślał o jego zabezpieczeni, wzmocnieniu …
Polecamy także lekturę poniższych artykułów, które dokładniej opisują powyższe miejsca:
– https://przystanekhistoria.pl/pa2/teksty/79439,Badania-IPN-naterenie-praskiego-wiezienia-Toledo-wWarszawie.html
– http://duchywarszawy.blogspot.com/2012/06/oblicza-pragi-toledo-dzisiaj.htm
– https://powarszawieprzewodnik.wordpress.com/2015/01/28/za-zbrodnie-ojca/
– https://przystanekhistoria.pl/pa2/tematy/ekshumacje/79444,Badania-IPN-naterenie-praskiego-wiezienia-Toledo-wWarszawie.html
– https://pl.wikipedia.org/wiki/Wi%C4%99zienie_karno-%C5%9Bledcze_nr_III_w_Warszawie
Zobacz także
Wywiad ze sztuczną inteligencją
Straceni dla nieba…
Berezwecz – kolejny Katyń