Bezwarunkowy dochód podstawowy, czyli pochwała lenistwa

Bezwarunkowy dochód podstawowy (BDP) to społeczno-polityczny model finansów publicznych zakładający, że każdy obywatel, niezależnie od swojej sytuacji materialnej, otrzymuje od państwa jednakową, określoną ustawowo, kwotę pieniędzy, za którą nie jest wymagane jakiekolwiek świadczenie wzajemne (płatność transferowa). Dochód ten, bez innych form zarobku czy pomocy społecznej, zapewniałby możliwość minimum egzystencji. Idea ta ma zapewnić każdemu członkowi społeczeństwa pieniężny udział w całkowitym dochodzie tego społeczeństwa, bez sprawdzania jego potrzeb. – Wikipedia.

Foto https://m.demotywatory.pl/

Brzmi (jak zawsze) pięknie, ale…

“Kwestię możliwości wprowadzenia bezwarunkowego dochodu podstawowego w Polsce w wysokości 1200 złotych dla osób dorosłych i 600 złotych na dziecko przeanalizował w swoim raporcie z 2021 r. Polski Instytut Ekonomiczny. Z wyliczeń autorów raportu wynika, że kosztowałoby to budżet państwa 376 mld. złotych rocznie. Dla porównania łączna wartość wydatków socjalnych na zabezpieczenie i pomoc społeczną w Polsce w 2018 r. wyniosła 343 mld złotych. Oznacza to, że sfinansowanie BDP wymagałoby prawdopodobnie wzrostu podatków, zadłużenia i rezygnacji ze znacznej części obecnych wydatków socjalnych.

Źródło: https://www.infor.pl/

Postulaty wprowadzenia podstawowego dochodu podstawowego wysuwają jak zawsze środowiska lewicowe, które od zawsze zniewalają ludzi socjalem i rozdawaniem pieniędzy za nic. Większość z Państwa pamięta hasło rodem z PRL-u: Czy się stoi czy się leży 2000 się należy. I to 2000 zł, w taki cwaniacki sposób zdobyte nie starczało na nic. I teraz tak będzie. Co z tego, że będzie to dodatek do pensji, zasiłku, renty czy emerytury, gdy ceny osiągną poziom jak sprzed denominacji w 1995 roku. Tylko jak dotrzeć do ludzi, którzy lubią dostawać pieniądze za nic?

Nie przekonują mnie argumenty, że automatyzacja pozbawia ludzi pracy, bo wciąż widzę, że ludzie wolą siedzieć na bezrobociu i dostawać zasiłek, niż pracować. Widać to szczególnie latem, na ławeczkach przy monopolowym. Pamiętam jak wchodziło 500+ i zimą tego właśnie roku, niepełnosprawny człowiek (miał problemy z chodzeniem) odśnieżał szuflą chodniki. Zajmowało mu to dużo czasu, ale jakoś sobie radził. I od razu przed oczami zobaczyłam tych wszystkich Ferdków Kiepskich, którzy siedzą na bezrobociu, pobierają kilka razy 500+ i nic nie robią, bo nie muszą. I właśnie tego typu przykładów, każdy z Państwa mógłby mnożyć na potęgę. Zatem praca zawsze się znajdzie, lepsza lub gorsza, bardziej lub mniej atrakcyjna, ale pamiętam, że sama musiałam zapracować na własne studia i swoje utrzymanie i właśnie o to chodzi. Pracujesz – masz, pniesz się i zdobywasz kolejne szczeble kariery. Tymczasem rządzący robią coś zupełnie odwrotnego. Rozdają pieniądze za nic, co prowadzi do zubożenia społeczeństwa, zadłużenia kraju, inflacji i coraz niższego poziomu życia, a poza tym do uzależnienia obywateli od systemu, który de facto jest sprawcą większości problemów, gdyż chce mieć pod kontrolą coraz więcej i więcej.

Nie da się ustawą zlikwidować biedy a rozdając kasę na lewo i prawo, właśnie się tę biedę w państwie generuje. Nie trzeba kończyć nie wiadomo jakich uniwersytetów, aby wiedzieć, że nie ma darmowych obiadów. Nie ma. Zawsze jest rachunek i się za to płaci. I jesteśmy to my sami, z własnych pieniędzy w cenach artykułów, jakie się na ten darmowy obiad składają. Kiedy PiS wprowadzał 500+ najmocniej przekonywującym argumentem jaki padał ze strony wolnościowej, był taki, że: trzeba zatrudnić dodatkowych urzędników do obsługi tego typu świadczeń. Czyli 500+ kosztuje każdego 700 zł. Dokładnie tak samo będzie z Dochodem Gwarantowanym, kolejne rzesze urzędników będą miały etaty, aby obsługiwać dochód gwarantowany. Im więcej świadczeń socjalnych, tym więcej urzędników, i niestety większa bieda w społeczeństwie. Ceny idą w górę i za chwilę chleb z masłem stanie się dobrem luksusowym.

Irytują mnie opowieści typu, że za otrzymane od państwa 1200 zł ktoś zapisał się na kurs i podniósł swoje kwalifikacje zawodowe. A dlaczego nie odłoży sam sobie na ten kurs? Ludzie już nie wiedzą co to jest oszczędzanie? Inną sprawą jest to, że oszczędzanie, właściwie w dowolnej formie, nie jest mile widziane przez system stąd pomysły na kolejne “socjale” powodujące chociażby wzrost inflacji, która wydziera oszczędności z kieszeni obywatela.

Niestety idziemy drogą, z której bardzo ciężko będzie zawrócić, o ile w ogóle się da. Społeczeństwo będzie rozleniwione i roszczeniowe. Bardzo dobrze opisała to Margaret Thatcher, której udało się wyprowadzić Wielką Brytanię z takiego lub podobnego marazmu, likwidując m.in. świadczenia socjalne.

Rządy socjalistyczne tradycyjnie robią finansowy bałagan.
Zawsze kończą się im pieniądze innych ludzi.

Margaret Thatcher

Pamiętajmy, jedynym gwarantem dochodu musi być praca, jeżeli nie pracujemy nie otrzymujemy dochodu i to jest normalne.

Na koniec bajka, która pokazuje dwa światy. Normalny i nienormalny, w jakim niestety żyjemy. Polecam.

Do poczytania więcej na ten temat:

Udostępnij: