Zapomniany obóz NKWD w Ciechanowie

Rodziny ofiar walczą o pamięć.

Ciechanów. Osiedle domów jednorodzinnych przy skrzyżowaniu ulic Jesionowej i 17 Stycznia. Pierwsza z tych ulic oddziela wspomniane osiedle od terenów zielonych, które stanowią pozostałości po większym bagnie. W oddali widać zamek Ciechanowski. Dziś na tym niewielkim zadrzewionym terenie możemy trafić na porzucone butelki i puszki po napojach alkoholowych. Na krętej ścieżce, która wije się między drzewami, każdego dnia można spotkać mieszkańców osiedla spacerujących ze swoimi czworonogami, lub tych, którzy próbują sobie skrócić drogę, by dotrzeć szybciej do celu. Na pierwszy rzut oka miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym. Mało kto wie, że skrywa ono tragiczną historię. Czas najwyższy powiedzieć głośno o tym, co wydarzyło się tam 79 lat temu.

Osiedle domków jednorodzinnych, gdzie w przeszłości znajdował się obóz NKWD

Obóz rozdzielczy NKWD

Na początku lutego 1945 r. do Ciechanowa trafiły pierwsze transporty z aresztowanymi przez czerwonoarmistów mieszkańcami Mazowsza, byłych Prus Wschodnich i Pomorza. W wagonach znajdowali się więźniowie z Torunia, Bydgoszczy, Koronowa, Tucholi, Chełmży, Golubia — Dobrzynia i wielu innych
miejscowości. Zanim dotarli na miejsce, byli przez kilka dni więzieni przez żołnierzy Armii Czerwonej. W Ciechanowie zostali umieszczeni najpierw w dwóch piętrowych budynkach mieszkalnych, potem kilkaset metrów dalej w obozie tzw. właściwym, który do 1944 r. był obozem niemieckim. Siedem drewnianych baraków stało się miejscem kaźni kilku tysięcy osób narodowości przede wszystkim polskiej, ale także Rosjan, Niemców, Ukraińców, Czechów, czy nawet mieszkańców Bałkanów. Życie w obozie toczyło się pod
dyktando ciągłych przesłuchań i wysyłania więźniów do łagrów na terenach ZSRR. Do Ciechanowa zaczęło przybywać coraz więcej transportów z więźniami. W szczytowym momencie w obozie przebywało około 7 tys. osób. Tragiczne warunki sanitarne doprowadziły do wybuchu epidemii czerwonki. Tzw. krwawa biegunka bardzo szybko zaczęła zbierać śmiertelne żniwo wśród osadzonych.

Śmierć w obozie NKWD była codziennością

Sowieci nie potrafili zapanować nad rozprzestrzeniającą się chorobą, czego konsekwencją była duża śmiertelność. Czerwonoarmiści zrozumieli, że przyczyną tego jest przeludnienie obozu. Niestety przyśpieszona organizacja transportów na wschód na niewiele się zdała. Epidemii nie można już było zatrzymać. Każdego dnia w obozie umierało od 50 nawet do 100 osób. Sowieci stanęli przed kolejnym
problemem. Co zrobić z ciałami?

Trudno kopać groby w zmarzniętej ziemi

Ziemia była zmarznięta. To uniemożliwiało kopanie dołów śmierci. Na początku ciała tych, którzy umierali, chowano na terenie obozu. W zasobach Instytutu Pamięci Narodowej znajdują się akta sądowe, z których rozpraw przedmiotem było uznanie za zmarłe osób, które po aresztowaniach z lutego 1945 r. nigdy do swoich domów nie wróciły. W wielu dokumentach można przeczytać o tym, że osoby umierały podczas
pobytu w łagrach na terenie byłego ZSRR. Jest jednak wiele akt sądowych, w których pojawiają się zeznania świadków mówiące o tym, jak straszne warunki panowały w obozie NKWD w Ciechanowie. Znajdujemy tam również informację o śmierci więźniów obozu i miejscu, w którym strażnicy obozowi zakopywali zwłoki. Jeden z dokumentów zawiera zeznania świadka, który miał poświadczyć śmierć
swojego kolegi.

Kiedy wróciłem do baraku, zauważyłem, że jego nagie ciało jest wynoszone. Potem przez okno w baraku widziałem, jak Sowieci zakopują ciało mojego kolegi razem z innymi zmarłymi.

To zeznanie wskazuje, że pochówki musiały odbywać się na terenie obozu, czyli w miejscu gdzie dziś stoi kilkadziesiąt domów jednorodzinnych. Kiedy w obozie śmierć stała się codziennością, Rosjanie potrzebowali większych dołów, by zasypywać w nich nawet do kilkudziesięciu ciał dziennie. Na przełomie lutego i marca kopanie wielkich dołów, mogących pomieścić tak dużą ilość ciał, nie było proste. Sowieci
postanowili najpierw składować ciała zmarłych przy jednym z baraków, a kiedy było ich już wystarczająco dużo, pakowali na ciężarówkę i wywozili za miasto. W którym kierunku wieziono zmarłych? Zdaniem miejscowego regionalisty Janusza Witczaka, tak dużą ilość ciał najłatwiej można było pochować w istniejących już dołach, a takowymi z całą pewnością były doły przeciwczołgowe na obrzeżach
Ciechanowa. Drugie miejsce, o którym mówi Witczak to

(…)stary cmentarz, po którym ślady zostały już zlikwidowane w 1945 r. Człowiek, który przed wojną był
właścicielem tego terenu, usunął wszystkie krzyże z grobów i zaorał teren. Na tym terenie do dziś znajdują się groby niemieckie oraz, z dużym prawdopodobieństwem, masowe pochówki ofiar obozu NKWD.

Janusz Witczak

O tym miejscu wspominała również część osób zeznających w procesach.

Obóz znajdował się w odległości około dwóch kilometrów od tego miejsca, tak więc przewiezienie trzydziestu, czterdziestu, czy pięćdziesięciu ciał nie stanowiło żadnego problemu. Przywożono zwłoki, które potem zostały wrzucane do dołów i zasypywane. Ci ludzie gdzieś tu muszą leżeć”

Janusz Witczak

Czy faktycznie w tym miejscu znajdują się szczątki osób, które zmarły w Ciechanowskim obozie? Regionalista odpowiada wprost:

Spodziewam się, że jeszcze w tym roku rozpoczniemy tutaj prace, ekshumacyjne na tym terenie. Nie wiem, ile pochówków uda się znaleźć, ale według materiałów archiwalnych z lat 50., na tym ten cmentarzu może znajdować się nawet do pięciu tysięcy grobów. Dla mnie najbardziej interesujące będą groby masowe. Wtedy będziemy mieli prawie pewność, że są to szczątki osób z obozu NKWD. W tych grobach nie znajdziemy żadnych rzeczy materialnych, mundurów, guzików ani niczego innego. Tak jak zostali zabrani po śmierci z obozu, tak zostali pochowani.

Janusz Witczak

Dziś w miejscu gdzie według Janusza Witczaka znajdują się zbiorowe mogiły, stoi budynek mieszkalny, a tuż za ogrodzeniem przedszkole. Zmarłych wrzucano do bagna przed obozem. Badaniem historii obozu NKWD zajmuję się od pięciu lat. Wtedy dowiedziałem się, że jednym z więźniów tego obozu był mój pradziadek. Poszukując informacji na temat więźniów zacząłem od Torunia, z którego do obozu w Ciechanowie mogło trafić według różnych opracowań od 600 nawet do 1200 osób. Któregoś dnia otrzymałem od mieszkanki Torunia, Pani Krystyny, list o następującej treści:

W obozie NKWD w Ciechanowie przebywał mój ojciec Konrad Nastrożny. Został aresztowany w Toruniu w dniu 2 go lutego 1945 roku na ulicy Podgórnej, kiedy szedł dla mnie po mleko. Do Ciechanowa, by zobaczyć mojego ojca, jeździła moja ciocia i moja mama. Przed obozem w Ciechanowie moja mama była świadkiem wynoszenia zawiniętych w koc albo jakieś prześcieradło zwłok i wrzucenia ich do bagna. Mama
powiedziała również, że przyklęknęła wówczas przy kamieniu i pomodliła się za tę zmarłą osobę. Potem mojej mamie pokazano w bramie osobę, która miała być Konradem Nastrożnym, ale niestety nim nie była. Śmierć mojego ojca w obozie NKWD w Ciechnowie potwierdziło sądownie dwóch świadków.

Krystyna Nastrożna

Podczas kolejnej wizyty w Ciechanowie w miejscowym urzędzie otrzymałem numer telefonu do Pana Zdzisława Piotrowskiego. To, co powiedział, pokrywa się z tym, o czym pisała w liście Pani Krystyna.
Miałem wtedy siedem lat, ale dużo pamiętam. Kiedyś wracałem do domu i przechodziłem obok obozu. 30 metrów od obozu były kanały i bagna, kiedyś tam kopano torf. Przechodząc, zobaczyłem w tej wodzie dużo trupów. Wystraszyłem się bardzo i pobiegłem do domu. Powiedziałem o tym dziadkowi, a on zabronił mi tam chodzić. Miesiąc później widziałem, jak Rosjanie wykopali po przeciwnej stronie
obozu wielki dół i wrzucali tam zwłoki. To było niedaleko pomnika, tego słynnego orła w Ciechanowie. Ludzie się bali o tym mówić. Do dziś nie wiemy, ile osób zostało pogrzebanych w masowych mogiłach na terenie Ciechanowa, oraz kiedy rozpoczną się zaawansowane prace we wskazanych przez świadków miejscach w których znajdują się doły śmierci.

Czy powstanie pomnik?

Od kilku lat w Ciechnowie trwają prace nad budową pomnika, który ma stanąć przy ulicy 17 Stycznia. W tym miejscu do dziś stoi jeden z budynków, gdzie przez kilka pierwszych dni znajdowali się więźniowie. Budowę pomnika miał sfinansować Instytut Pamięci Narodowej. Pomnik do dnia dzisiejszego monument jednak nie powstał. Jak twierdzi rzeczniczka prezydenta Ciechanowa Paulina Rybczyńska, miasto zrobiło już wiele, by pomnik powstał. — W ratuszu miało miejsce spotkanie trójstronne, na którym uzgodniono wygląd pomnika i jego lokalizację. Wizualizację pomnika wykonał IPN, miasto wskazało lokalizację, a miejski konserwator zabytków wyraził zgodę na budowę. W lipcu 2023 r. IPN został poinformowany o zgodzie na budowę, a w piśmie miasto zwróciło się z prośbą o zabezpieczenie środków na ten cel. Jesteśmy więc gotowi na budowę pomnika i oczekujemy na dalsze decyzje w sprawie jego finansowania — mówi Paulina Rybczyńska.

Według Jerzego Buczyńskiego, przedstawiciela rodzin ofiar obozu NKWD w Ciechanowie, należałoby powiedzieć wiele gorzkich słów w kierunku władz miasta.

Dwa i pół roku zajęło miastu wydzielenie działki na swoim gruncie, uzyskanie zgody od wojewódzkiego konserwatora zabytków i zgody starostwa, na wzniesienie budowli dwumetrowego postumentu. Przez dwa i pół roku władze miejskie nie znalazły czasu na podpisanie porozumienia z IPN i Światowym Związkiem Żołnierzy Armii Krajowej. Nie bez powodu rodziny ofiar w maju 2022 r. publicznie zerwały wszelkie kontakty z władzami miasta. Szkoda tego czasu. Zdążyły się wychować trzy pokolenia
Ciechanowian, które nie mają pojęcia, jaka tragedia się tutaj wydarzyła. Z całą pewnością to największa tragedia z czasów drugiej wojny światowej w Ciechanowie. Pozostaje nam tylko cieszyć się, że w końcu ten pomnik powstanie” — mówi mężczyzna.

Czy w Ciechanowie doszło do pomyłki?

Wiele lat temu w Ciechanowie dokonano już jednej ekshumacji. Przy wydobytych szczątkach znaleziono niemieckie guziki. Odnalezione szczątki wywieziono z Ciechanowa i pochowano w zbiorowym grobie, oznaczając go jako mogiłę żołnierzy niemieckich. Ci, którzy byli przy pracach ekshumacyjnych, byli pewni, że natrafiono na groby niemieckich żołnierzy. Ale czy na pewno?

W 2021 r. odnalazłem Kazimierza Zblewskiego. Miał 15 lat, kiedy żołnierze z czerwoną gwiazdą na czapce zapukali do jego drzwi. Po aresztowaniu najpierw przebywał w toruńskim więzieniu, a potem trafił do obozu w Ciechanowie. Po trzech tygodniach został wywieziony do sowieckiego łagru. Powrócił do swojego domu po ośmiu miesiącach. Kiedy opowiedziałem mu o wspomnianej ekshumacji, powiedział:
„To mogli być Polacy. Po przywiezieniu do Ciechanowa Rosjanie przebrali nas w niemieckie mundury. Chcieli, by miejscowa ludność nie pomagała nam, by wszyscy myśleli, że jesteśmy niemieckimi jeńcami wojennymi”. Czy zatem w świetle tych wspomnień możemy mieć stuprocentową pewność, że w zbiorowej mogile, którą odkryto, spoczywali tylko niemieccy żołnierze?

Pozwólmy upamiętnić godnie ofiary terroru

Czas odkryć groby masowe znajdujące się w konkretnych miejscach w Ciechanowie, wskazywane przez wielu świadków. Czas postawić pomnik ku pamięci tych, którzy jako więźniowie trafili do obozu NKWD w Ciechanowie. Czas pozwolić, by ich rodziny mogły przyjechać do tego miasta i pod pomnikiem złożyć kwiaty i zapalić znicz swoim bliskim.

ROBERT DULIŃSKI

https://wiadomosci.onet.pl/warszawa/zapomniany-oboz-nkwd-w-ciechanowie-rodziny-ofiar-walcza-o-pamiec/j5qm51y

Udostępnij: