Nowy plan zniewolenia – racje żywnościowe

We Włoszech usychają na potęgę drzewa oliwne. Piękne, potężne okazy, z których co niektóre rosły już w czasach Jezusa Chrystusa, masowo schną na wiór. Na łączną liczbę ponad siedemdziesiąt milionów drzew oliwnych we Włoszech, martwych i bezpowrotnie straconych jest już na dziś dwadzieścia kilka milionów. Gospodarstwa trudniące się zbiorem oliwek i tłoczeniem oliwy –  ba, całe rodziny i wsie – bankrutują. Nie ma lekarstwa. Nieznana choroba. A w zasadzie jest już znana, ale bakteria, niejaka – Xylella fastidiosa – podejrzewana o wywoływanie tej choroby, przy współudziale cykad.

Pędzę w Niemczech autostradą A1, słucham radia Deutschland Funk i audycji właśnie o tej tragedii. W głowie mam wizję nie tylko problemu pizzy z importowanymi oliwkami, bo rodzime nie są dostępne. Mam wizję zniszczonych i zrujnowanych ukochanych Włoch, utraty bardzo cennego dla zdrowia ludzi oleju; ale też koszmarnych bankructw, tragedii ludzkich, utraty czegoś, czego nie uda nam się odbudować i odnowić za naszego życia czy nawet kilku pokoleń. Mało tego – utrata prastarych odmian oznacza nieprzewidywalną i niekontrolowaną zmianę dla ekosystemu  całego regionu, kto wie, czy nie całego kraju. Przerwanie łańcucha i równowagi, ma prawdopodobnie konsekwencje tak nieznane, co katastrofalne.

Poziom jednak tego przerażenia w wyniku tej wizji to nic, w porównaniu do tego, co czeka na nas na końcu tej historii. Przytoczę tylko to, co usłyszałem, i co można sprawdzić na stronie radia. Poproszę też Państwa, o samodzielne sprawdzenie tych rzeczy, i wyciągnięcie wniosków z tego, co Państwo znajdziecie. A szczególnie z tego, czego nie znajdziecie. Bo w tym wszystkim najważniejsze jest samodzielne dojście do tego, o czym system nie chce, by Państwo wiedzieli.

Kiedy zajechałem do hotelu, otworzyłem laptopa i rozpocząłem poszukiwania informacji na temat tej tragedii, oraz informacji o tym, kto i kiedy odkrył, wyizolował i nazwał patogen. I już na tym etapie pojawia się wątpliwość: nie mogę ustalić, kto w końcu i gdzie go odkrył, nazwał i oznaczył. Pojawia się w USA, w Brazylii, są oczywiście wzmianki o Włoszech, Francji, nawet Izraelu czy Grecji, ale nie zgadza mi się jedna rzecz: niezwykle ciężko o ustalenie czarno na białym: kto, kiedy, i jaką metodą oznaczył po łacinie tę bakterię, i jak doszedł do tego, iż to cykady ją przenoszą. Coś znajduję o próbie Kocha, ale nie znajduję tej pracy. Pojawia się kilka nazwisk, szukam, ale niewiele znajduję. Czytam pobieżnie kilka prac po angielsku, korzystam z wyszukiwania Ctrl+F i nie znajduję tego, co chciałbym: KTO DOKONAŁ ODKRYCIA KIEDY I JAKĄ METODĄ. Mam nieodparte wrażenie (celowo nie używam nazwisk ani nazw ośrodków naukowych), jakby Internet zalany był informacjami o bezsprzecznym fakcie istnienia choroby, ale brakowało tej historii naturalnego początku i etapów, z nazwiskiem, datą, ośrodkiem, metodami itd. Większość artykułów przypomina prozę i opowieść, a nie rzetelne prace z suchymi faktami.

Próbuję powiązać te nazwiska z badaniami, narysować chronologię i ponownie to samo: są badania i prace stwierdzające już de facto fakt istnienia choroby, bakterii, ale brak nawiązania do tego pierwszego przełomowego momentu odkrycia i nazwiska. Ta niespójność podgrzewa jedynie ciekawość powiązaną z nieufnością, oraz chęcią szukania jeszcze głębiej.

Spróbujcie Państwo sami. Nie ma szans na odnalezienie choćby zdjęcia człowieka. Owszem, istnieją dokumenty, a w nich człowiek, praca badawcza, ale wygląda to tak, jakby ktoś wykasował w tej historii tą pierwszą część, zalał natomiast Internet badaniami późniejszymi,  odwołującymi się jedynie do pierwszego odkrycia. Żadnego wspólnego mianownika poza powielaniem poprzednich prac, a pierwsza praca – choć dostępna – nie daje się powiązać z żadnym życiorysem, pomimo dostępnych nazwisk. Mało tego, istnieje choroba z nazwiskiem w nazwie, dotykająca winorośli, o czym i o kim też niewiele czy prawie nic nie mogę odnaleźć. Klikam i stukam i piszę dalej w oczekiwaniu na odnalezienie czegoś w stylu życiorysu ze zdjęciem i zdaniem „dokonał odkrycia tego i tego wtedy i wtedy”, co wreszcie powiązałbym z tą odnalezioną pracą – może być przecież kilku naukowców o tym samym nazwisku – ale niestety do teraz nie znalazłem czegoś takiego. Coś jest nie tak. [1]

Sprawa wydaje mi się jeszcze dziwniejsza, iż odnajduję za to całą masę połowicznych stron z kiepskiej jakości i skąpej ilości informacjami, także unijnych czy rządowych, powielających i utrwalających fakt istnienia choroby i bakterii i z tym związanej tragedii drzew oliwnych i hodowców. Znajduję orzeczenie sądowe, interpelację i zapytanie posła w europarlamencie, nawet rozporządzenie ministerstwa rolnictwa. Jeżeli sprawa jest tak poważna i urasta do rangi unijnej i ponadpaństwowej – na jakiej zasadzie odkrywca pozostaje trudny do ustalenia w powiązaniu z pracą i dorobkiem naukowym tak przełomowego przecież odkrycia w tak ważnej dla ekosystemu sprawie?

Wysłuchana audycja, podawała nawet istnienie specjalnego komisarza rządowego we Włoszech, komisarzy unijnych zajmujących się tym problemem – cała masa nominowanych przez państwa i unię ekspertów się tym w tej chwili nawet zajmuje. Tylko nie odkrywca bakterii. Im dalej jednak w las, tym gęściej, a im więcej szczegółów – tym większy szok, że to dzieje się naprawdę.

Sposobem na walkę z tą chorobą i tragedią, jest usuwanie całych plantacji drzew oliwnych, całkowicie zdrowych, niekiedy zrujnowanie gospodarstwa ogranicza się do usuwania wszelkich zdrowych drzew w promieniu do stu metrów od wystąpienia zarażonego drzewa. Lekarstwo gorsze od choroby. Eksperta do walki z tą chorobą we Włoszech, pilnują po zęby uzbrojeni karabinierzy, gdyż lokalna społeczność protestuje przeciwko takiemu leczeniu drzew i rujnowaniu ich majątków, były też groźby ze strony mafii, zawiązało się oddolnie stowarzyszenie obrońców drzew, a tak naprawdę ludzi i możliwości utrzymania się, pracy i życia. Wysłuchuję przemówienia lidera tej organizacji. Dość rzeczowo, spokojnie i treściwie wskazuje, iż nie istnieje żadna choroba – istnieje za to zatrucie pewnym bardzo znanym herbicydem. Wskazuje też na opryski samolotami i zrzuty paliwa przez nie, oraz na użycie tego herbicydu masowo w rolnictwie, a nawet „przygotowanie” podłoża z jego udziałem pod nowe uprawy. Ponieważ znalazłem w trakcie poszukiwań ofertę sprzedaży (dla celów laboratoryjnych i badawczych) zamrożonych i wysuszonych szczepów bakterii, wykluczam wersję, że bakteria nie istnieje, ale nie mogę wykluczyć tego, iż to nie ona – a faktycznie inny patogen lub toksyna czy trucizna – jest przyczyną masowego usychania drzew, całych plantacji i gajów.

Na łopatki rozkłada mnie jednak następującej informacji: istnieje szczep drzewek oliwnych całkowicie odpornych na tą chorobę i bakterię, na który patent i wyłączność na sprzedaż, posiada… producent tego herbicydu. Boże.

Okazuje się, że oddolne stowarzyszenie podaje wszystkim instytucjom państwowym i unijnym klucz do rozwiązania zagadki – otóż istnieje wiedza, jak chronić bezcenne stare gaje oliwne przed chorobą. Ale… wiedza ta zamiast stać się zbawieniem dla trapionych bankructwami gospodarstw i remedium na zagrożenie całego ekosystemu i populacji prastarych drzew – staje się przedmiotem patentu tej firmy, na który instytucje państwowe musiały przecież wyrazić zgodę.

Wygląda to tak, jakby ojciec porwanej matki, sam złapał porywacza, i mało, że zdał sobie sprawę, że policja nic nie zrobiła w tej sprawie lub może nawet zacierała trop – to jeszcze chciała wtrącić ojca do więzienia za nielegalne porwanie niewinnego do momentu skazania porywacza…

Nikogo to jednak nie interesuje, nikt nie widzi w tej sprawie ani niczego sprzecznego, ani nieetycznego, ani w ogóle dziwnego. Ludzie tracą majątki, pracę, godność, a świat traci prastare drzewa, których nie można odtworzyć w rok. Wszystko dla pieniędzy, wpływów, kontroli czy czego?

Całkowicie wstrzymam się od komentarza w tej sprawie i poproszę Państwa o porównanie tej sytuacji i gołym okiem widocznego schematu przy okazji innej choroby, która spędza sen z powiek polskich gospodarzy, hodowców świń czy kur. Proszę sprawdzić kto – bezsprzecznie – nie w domysłach, podobno, najprawdopodobniej – wyizolował patogen? Gdzie i kiedy? Ile znaleźć można prac pierwszych, przełomowych a ile wrzutek głównych mediów? Jak się je „leczy” , nie aby podobnie, mordując całe chlewy i kurniki? Co to znaczy, że tej choroby się nie leczy, bo się z nią walczy z urzędu?

Drodzy Państwo, ja sobie zdaję sprawę z tego, że to brzmi paranoicznie. Ale schemat jest dostrzegalny, prawda? Co, jeśli w jakimś celu, na przykład zniszczenia i uniemożliwienia samodzielnej produkcji żywności, istnieje machina niszcząca powoli ale skutecznie, krok po korku każdą pozostałą możliwość naturalnego rolnictwa i pozyskiwania w ten sposób – bez pośrednictwa systemu – czystej chemicznie i taniej żywności?

Ja aż się boję o tym myśleć, ale widziałem na własne oczy gazowane dwutlenkiem węgla zdrowie kury i świnie, gdyż w okolicy grasują dziki, które wprawdzie są całkowicie zdrowe – i ani jeden ptak nie padł martwy na pole, ale zdaniem systemu są chore na chorobę, którą w podobnym schemacie nagle odkryto a testy ją wykrywają, a chorobę leczą nie naukowcy i lekarze weterynarii – tylko ustawa i uzbrojone służby. Poszukajcie Państwo sami i sami wyciągnijcie wnioski z tego co znajdziecie, a czego nie.

Zdrowy osobnik w lesie, zaraża zdrowego osobnika, zamkniętego w chlewie, bo rolnik był na polu w kaloszach, w których wszedł do chlewu. To autentyczny prawdziwy tekst uzasadnienia likwidacji stada. Należy cały chlew zdrowych macior, prosiąt, loch i knurów uśpić i wywieźć i zutylizować. Logicznie? Jedyne, co jest w tym wszystkim logiczne, to efekt lub cel w postaci zrujnowanej wsi, która wkrótce – o ile nikt i nic nie powstrzyma tego szaleństwa – nie będzie w stanie wyżywić ani miast, ani miasteczek, ani samej siebie. Z drugiej strony, ktoś kreuje patenty na naturalne zasoby, pozycjonując się w roli Boga i właściciela natury i jej zasobów, oraz sędziego, który ma wyłączne prawo wydzielania jej dóbr ludziom. A jeszcze ktoś inny inwestuje miliony w żywność z laboratorium, oczyszczanie ścieków do wody pitnej, oraz preparaty niewiadomego w sumie zastosowania. 

Jeżeli system jest tak zbrodniczy, że jest w stanie na przykład przejąć kontrolę na wszelką wodą pitną na świecie, i wydzielać ją wedle własnego uznania tylko niektórym, co doskonale pokazuje film „The Quantum of Solace” i mój ukochany Bond, James Bond, to co? Albo co, jeśli system planuje zatruć wodę tak jak włoskie drzewa oliwne po to tylko, by sprzedawać potem oczyszczoną wodę w butelkach swoją posiadaną na wyłączność technologią tylko posłusznym pracownikom – tak samo, jak producent herbicydu sprzedaje odporne na chorobę czy w sumie nie wiadomo co – sadzonki? Co, jeśli w planie systemu jest brak możliwości pójścia na ryby, hodowania krowy, zboża czy jabłoni – a wręcz przejęcie całkowicie kontroli i uprawy naturalnych zasobów, zniszczenia wręcz pozostałych po to tylko, by skutecznie zniewolić ludzkość? Boże.

Brzmi jak paranoja. Wiem. Ale sygnały są autentyczne, wielkie koncerny i prywatne gigantyczne hodowle świń są chociażby w Wielkopolsce – faktem. Tam chorób nie ma. A ja dotąd myślałem, że państwa posiadają służby tropiące takich zbrodniarzy by ich powstrzymać. Co jeśli grają razem? Co, jeśli ich zadaniem powstrzymać jest do pewnego momentu w czasie… nas a nie ich? Krótki, jak na mnie artykuł. Przepraszam, ale jestem tym przygnieciony. Połączcie Państwo dalsze kropki w poszukiwaniach informacji i przemyśleniach już sami, mnie świadomość dziś zmiażdżyła, i muszę się jakoś pozbierać i zebrać myśli.


[1] Jestem w trakcie zakupu kilku książek, które być może coś wniosą do tematu. Poinformuję Państwa niezwłocznie po odnalezieniu czegokolwiek ważnego bądź zmieniającego moje przypuszczenia.

Format S:\


Warto zajrzeć:
Obszar monumentalnych drzew oliwnych – Apulia

Udostępnij: