Wstęp. Przeszłość.
Mało kto wie, iż Napoleon sprzedał Amerykanom Luizjanę, by dalej móc finansować wojnę. Informacje na ten temat każdy żądny wiedzy historycznej znajdzie. Czego jednak sprawdzić nigdzie nie można, to odpowiedzi na pytanie jacy to ludzie w tej transakcji uczestniczyli. Jakieś jedno czy drugie oficjalne nazwisko gdzieś tam się znajdzie, ambasadora na przykład, ale kto był w tamtym okresie prawdziwym beneficjentem, co było zabezpieczeniem, ile było akcji na na okaziciela, i jak wiele zamożnych rodzin arystokracji czy przedsiębiorców wspólnie złożyło się na taką sumę nieoficjalnie ? Tego nikt z nas nigdzie i nigdy nie znajdzie. W tamtym czasie nie było elektronicznego KRS, skatalogowanych aktów notarialnych, a dokumenty na ten temat, o ile w ogóle istnieją czy istniały, na pewno nie ujrzą światła dziennego bez zgody systemu. Odkryły by bowiem pewną bolesną prawdę, iż niemal wszystko, a nawet wielkie państwa, zostały powołane do życia przez spółkę osób z potężnym kapitałem, a nie narody. Dokładnie tak, jak dziś spółkę z o.o. powołuję się do życia u notariusza, z kapitałem zakładowym, aktem założycielskim i zarządem.
Pytanie z poprzedniego akapitu jest ponadto o tyle trafne, iż zakup ten sfinansował pewien spory, angielski, prywatny bank, znany z niedawnej historii pewnego krachu, a nie – jakby się mogło wydawać – skarb państwa Ameryki czy skarb królestwa Anglii.
Skoro bank, to znaczy, że przedsiębiorstwo. Posiadające właścicieli i akcjonariuszy oraz zarząd – kompania i spółka ludzi z kapitałem czyli.
Podsumujmy: Kompania i spółka pewnych ludzi, posiadających duży kapitał w pewnym kraju, kupiła od najeźdźcy i kolonizatora indiańskiej ziemi z innego kraju tą zamorską ziemię, dla jeszcze innego państwa, które w sumie wówczas się dopiero tworzyło. Arcyciekawe.
Teren ówczesnej Luizjany, stanowiący wówczas ze 30 procent dzisiejszych Stanów Zjednoczonych Ameryki, nabyła wg wielu źródeł podobno ta sama co dziś Ameryka, ale korzystała z pieniędzy prywatnego banku z Anglii. Dziwna w sumie sprawa, gdyż w tamtym czasie Francja, Napoleon jak i Anglicy i Anglia nie były sojusznikami, mówiąc delikatnie.
Mało tego, w tamtym czasie, trudno też mówić o jakiejś Ameryce w dzisiejszym sensie i kształcie – istniały jedynie skłócone ze sobą zamorskie kolonie kilku potężnych krajów tego świata, między innymi Holandii, Anglii i Francji, co rusz proklamujące od nich niezależność, zmieniające granice, barwy i niepodległość tereny. A wojna północy i południa przecież jeszcze przed nami. Kto, co, od kogo i dla kogo w takim układzie tak naprawdę nabył?
Prześledzenie tego naprawdę ciekawego epizodu nowożytnej historii pozostawiam Państwu do samodzielnego zgłębiania, dziś zajmijmy się problematyką finansowania takiej transakcji, oraz takiej transakcji konsekwencji dla ludzi tę ziemię zamieszkujących. Tragiczny los rdzennych Indian wszyscy niestety znamy. Czy państwa to zatem firmy, które ktoś powołał do życia aktem założycielskim, z kapitałem zakładowym, który jeszcze ktoś inny sfinansował w zamian za możliwość nieskończonej eksploatacji zasobów naturalnych, ludzkich i gospodarczych ?
Jaki los czeka wszystkich innych ludzi na świecie, od Afryki po Europę, skoro podobny schemat „kupowania, nabywania i zbywania” czyichś, olbrzymich ziem o powierzchniach przekraczających powierzchnię kraju, funkcjonuje ? Przecież sprzedano też Alaskę. Dania też coś kiedyś sprzedała. Czy ktoś nas też już sprzedał? Komu i na jakiej podstawie?
Fakty. Teraźniejszość.
Nikogo już chyba nie dziwi fakt, że przedstawiciele handlowi, ochroniarze, czy nawet zwykli szeregowi pracownicy, nawet panie za kasą lub w okienku, to nie pracownicy tych firm, a jednoosobowe działalności gospodarcze, firmy i inne podmioty prawa handlowego. Śmieciówki, i ich straszne żniwo.
Te umowy cywilno-prawne, które – ależ skąd, absolutnie nie przymusem – podsuwano kiedyś pracownikom, jako rozwiązanie dla obu stron rzekomo korzystne, owocują w tej chwili wielomilionowym pokoleniem ciężko wprawdzie pracujących, ale oszukanych przez system, nieubezpieczonych i niechronionych przed szwindlami silniejszych korporacji ludźmi, patrzącymi z zazdrością ku minionemu pokoleniu, które wprawdzie obaliło z nienawiści okropny PRL, ale już chętnie sprzedało tegoż PRL-u ohydne mieszkania młodszym, którzy to z trudnej do wyjaśnienia i skomplikowanej przyczyny spłacają je na nowo.
Wiem na pewno, iż zarówno w pewnych placówkach banków, jak i nawet urzędach (!) siedzą nie pracownicy i nie urzędnicy, a firmy. Wystawiają za swoją pracę zwykłą fakturę za doradztwo albo pośrednictwo. Idziesz do banku, i myślisz sobie, że rozmawiasz z bankiem i jego pracownikiem, starszym specjalistą ds. tego czy tamtego na przykład. a tymczasem gadasz z jednoosobową działalnością gospodarczą Pani Kasi lub spółką Pana Piotra i jego żony, a RODO, SRODO i inne bzdety, owszem i są, wiszą na ścianie nawet oprawione, i tyle. Aż strach pomyśleć, czy aby u służb nie kwitnie podobny proceder.
Skoro karetka to firma, podnajmująca karetkę innej firmie – kierowcy – który wiezie dwie kolejne firmy, starszego i młodszego ratownika medycznego, no to może i po włamaniu przyjeżdża firma w podnajętym radiowozie? A może pożar gaszą firmy, skoro trawniki w mieście już oficjalnie koszą prywatne firmy usługowe?
Urzędy zasłaniają się tzw. „outsource’ingiem”. Zlecają pewne czynności firmom prywatnym, uważając, iż wychodzi to taniej. Być może i tak jest, przy czym przeczy temu wiele faktów, choćby i moje niedawne przeżycie, gdzie za prawidłowo opłacony bilet parkowania w Poznaniu pod Teatrem, „mandat” a tak naprawdę opłatę, wlepił mi ktoś (może też firma) działający w imieniu innej jeszcze, warszawskiej firmy spółki, podnajmującej ten parking najwidoczniej od miasta Poznania. Sprawę udało mi się poprzez reklamacją odkręcić, ale schemat jest widoczny, i ani trochę nie pojmuję, jak ma to być tańsze w ramach tego outsource’ingu.
Działanie takie ma sens tylko w przypadku zleceń, które nie są cykliczne dla miasta, pojawiają się raz na jakiś czas i na tyle nieregularnie, że zatrudnienie ludzi, posiadanie sprzętu i magazynu będzie w bilansie wyraźnie droższe w stosunku do zlecenia tej czynności czy usługi, za z góry określoną, niższą kwotę firmie, zajmującej się tylko i wyłącznie taką usługą w stosunku do wielu różnych podmiotów.
No, ale parking pod Teatrem, to coś stałego, 365 dni w roku przecież. Tak samo zresztą, jak gotowość karetki. Ludzie mogliby mieć przecież pracę przy utrzymaniu strefy parkowania na stałe. Jak może być tańsze utrzymywanie dwóch podmiotów do tej samej, stałej czynności, zamiast jednego, bezpośrednio miejskiego?
Komentować tego nie ma sensu, za schemat może nam to jednak doskonale posłużyć.
Skoro karetka, jej kierowca i ratownik to firmy, to wystawiają za swoje usługi faktury. Szpitalowi. Ten zaś też wystawia fakturę, nieubezpieczonym na przykład.
Wszystkie książki, które posiadam z rachunkowości jednostek budżetowych, można wyrzucić, spoglądając prawdzie w oczy. Wszystko jest firmą. Każdy podmiot funkcjonujący w tak zwanym kapitalizmie, został zmuszony do bycia firmą nawet, jeśli nadal zwie się jednostką budżetową. Nazwa firmy nie ma znaczenia, skoro podmiot działa jak przedsiębiorstwo i prowadzi na czyjeś polecenie rachunkowość oraz księgowość. Podobnie jest z nazwą samego dokumentu, czy to mandat czy opłata czy cokolwiek innego – pamiętajmy, iż notariusze też mówią o taksie notarialnej i podatku, po czym po akcie, wystawiają fakturę.
A drabina od małej karetki i jednoosobowej działalności gospodarczej, notariusza i szpitala wiedzie w górę. Skoro już wiemy, że karetka to firma, komuś wystawiająca fakturę, to komu te firmy wystawiają fakturę? A czy szpital wystawia też inne faktury? Albo miasto, za ten podnajem tego parkingu? A takie wody? Lasy, na podstawie jakiego dokumentu księgowego sprzedaje się drewno? Faktury? A prąd, nawet taki dla potężnego urzędu? Tak tam sobie tylko retorycznie pytam.
Na wypadek, gdyby jakikolwiek troll próbował w tej chwili insynuować, że to tak musi być, bo przejrzystość, bo ustawa o rachunkowości, bo to czy tamto, zapytam inaczej. Na podstawie jakiego dokumentu księgowego, zakupiła unia fiolki do kłucia?
Czy jak unia te fiolki kupiła, to też dostała fakturę, czy może zapłaciła na podstawie innego dokumentu księgowego wielkiej firmie farmaceutycznej, która z kolei prowadzi księgowość inaczej niż wszyscy inni, na podstawie nie dokumentów księgowych i faktur, tylko uchwał i decyzji politycznych? Może jakaś inna ustawa istnieje, której nie znamy, gdzie pewne podmioty od pewnej wielkości inaczej księgowość prowadzą lub w ogóle tego nie robią, bo handlują z państwami i uniami tych państw? Swoją drogą polecam artykuł wcześniejszy o Prawie morskim.
Nazwijmy to wprost. Wszystko jest firmą, i nawet jeśli nie chce się w to wierzyć, to państwa również. A skoro są firmą, to mogą mieć czasami niedobory finansowe, które będą chciały i musiały uzupełnić, w ramach rosnących potrzeb, kosztów utrzymania samych siebie i wszystkiego, co jest im potrzebne do funkcjonowania – od ludzi, po sprzęty itd.
I niby większość zna i dostrzega to zjawisko, ale fakt, iż niemal każde na świecie państwo jest taką samą właśnie firmą z numerem, bilansem, aktywami i pasywami czy długami, jakoś się ludziom w głowie zmieścić nie chce. Prawdopodobnie, nie potrafią w to uwierzyć z prostej przyczyny i prostej dedukcji: w prawie handlowym / kodeksie spółek handlowych, jak i kodeksie cywilnym, wszystko musi mieć swojego WŁAŚCICIELA, a ludziom ten właśnie element koliduje z wyobrażeniem państwa jako firmy. Jak ktokolwiek, poza suwerenem, może być właścicielem Państwa?!
Zadam pytanie naprowadzające: Czy państwo zaciąga długi w formie kredytów i pożyczek, których suweren nie podpisuje, nie parafuje czy nie żyruje, przynajmniej świadomie? U kogo te długi, u kogo te zobowiązania i na jakich warunkach zaciąga? Kto jest właścicielem tych instytucji, czyli faktycznym wierzycielem?
Skoro Napoleon sprzedał Luizjanę Ameryce, co sfinansowała prywatna kompania zamożnych Anglików pod postacią banku, ustalając swoje warunki tej transakcji – to kto dziś finansuje pożyczki państw, unii i plany odbudowy? Jakie było zabezpieczenie tej transakcji, w sensie co było zastawem, na wypadek, gdyby Ameryka tej transakcji bankowi z Anglii nie spłaciła? Co jest zastawem kredytów budujących plany odbudowy dziś? A może to taki prezent był?
Co się dzieje, jeżeli państwo nie spłaca terminowo swoich pożyczek dziś, lub w ogóle tych planów, odbudów i innych? Co i jakie aktywa, stanowią zabezpieczenie tych kredytów?
Konsekwencje. Jestem obywatelem nie tego państwa narodowego, na które się to państwo aktualnie powołuje.
O fasadowej demokracji pisałem już wcześniej, i tematyki tej nie ma sensu po raz wtóry dotykać. W największym jednak skrócie, problem pojawia się już na etapie słowa demokracja, wcześniej republika, oraz w momencie narodzin człowieka. Z automatu jakby stajesz się obywatelem, bo urodziłeś się na jakimś terytorium. I co ciekawe, nie tak prosto się z tego układu wypisać.
Demokracja, czyli rządy ludu, nigdzie na świecie nie dały państwom legitymacji ani uprawnień do zaciągania zobowiązań pozabudżetowych, ani zgody na przepoczwarzenie się w podmiot oznaczony numerem, na potrzeby niejasnych rozliczeń z nieznanymi podmiotami oraz na potrzeby zaciągania kolejnych zobowiązań. Mamy więc do czynienia z całkowicie nielegalną próbą przerobienia stanu faktycznego i podstaw prawnych państwa narodowego, w organizację handlową. Firmę, podszywającą się pod państwo narodowe, które poza wiedzą i wolą faktycznego właściciela, zwierzchnika i suwerena, a nawet wbrew jego woli, zaciąga zobowiązania bez pokrycia, bo bez legitymacji narodowej, na narodowym majątku.
Nie ma i nigdy nie było zgody na zaciąganie zobowiązań w stosunku do osób i podmiotów trzecich, w których zabezpieczeniem jest majątek narodowy. A ponieważ tak się dzieje, i ponieważ wszelkie umowy zaciągane bez wiedzy strony są nieważne, mamy prawne i moralne prawo wypowiedzenia legitymacji i umocowania takiej organizacji, poprzez oświadczenie woli suwerena. Wszelkie czynności prawne są nieważne.
Na tej samej zasadzie aktualne państwo w Polsce, tłumaczy aktualnemu państwu w Niemczech, że to poprzednie państwo w Polsce, nie miało prawa skutecznie działać w ramach zrzeczenia się reparacji wojennych, nie mając do tego umocowania prawnego wynikającego chociażby z wolności czy niepodległości.
Oznacza to, iż aktualne państwo w Polsce, nie ma prawa, legitymacji ani umocowania prawnego do zaciągania niejawnych zobowiązań pozabudżetowych w stosunku do wszelkich osób fizycznych i prawnych, których zabezpieczeniem jest majątek narodowy Polaków.
Geneza tego problemu
Chcę, aby Państwo wiedzieli, iż nie jestem ani wrogiem ani krytykiem państwa. Jest dokładnie odwrotnie, jako prawnik i polski patriota, jestem wielkim zwolennikiem istnienia wolnego, niepodległego narodowego państwa, każdego jednego, a Polska i jej państwowość, ma we mnie wielkiego sprzymierzeńca. Jestem zwolennikiem wprawdzie trochę innej niż powszechnie występującej demokracji, zwolennikiem wprowadzenia zasad moralności do prawa jako jego podstawy czy rozwiązań w stylu przedwojennych świadectw moralności, ale uważam, iż państwo musi istnieć, mieć swoją politykę w stosunku do obcych mocarstw. Marzę wręcz o silnej Polsce, której państwowość byłaby wzorem dla innych państw i narodów w sensie prawnym, moralnym ale też zbrojnym czy gospodarczym.
Uważam, iż to system zainfekował państwa narodowe, narzucając im siłą niewolę i uzależnienie. Niczym pasożyt, przeniknął mówiąc wprost, po cichu i niepostrzeżenie gabinety porządnych niegdyś ludzi, mających takie same jak ja i Państwo poglądy. Proszę nie odczytywać moich artykułów ani poglądów jako antypaństwowych, gdyż uważam, iż dziś państwa narodowe, są ofiarą systemu. Państwa zostały zmuszone do posiadania numeru identyfikacyjnego, do zadłużania się, spłacania pożyczek na takich warunkach, na jakich sobie system życzy. I nie mają nic do powiedzenia, nic a nic. Jeżeli nie chcą wojny na swoim terytorium, to robią, co system każe. A każe robić to, co w jego interesie, a nie państw, narodów czy ludzi. I aby móc to finansować, sklasyfikował wszelkie struktury państw, które generują obrót finansowy, do posiadania kartoteki z numerem.
System kreował już od wielu set lat kryzysy polityczne, działając pośród doradców królów i rządzących, jednocześnie podsuwając w odpowiednim momencie rozwiązanie tego kryzysu, czego ostatecznym skutkiem było uzależnienie od siebie państwa oraz jego rządów, głównie finansowe. I zmusił te państwa do wprowadzenia takich właśnie rozwiązań jak skomercjalizowanie miast, urzędów i zasobów narodowych po to, by robić z nich zastaw podczas udzielania kolejnej pożyczki mającej rozwiązać kolejne, sztucznie wywołany kryzys i niestabilność.
Większość ludzi tkwi w przekonaniu, że państwo, to narodowy organizm samo-stanowiący, istniejący dla dobra, zdrowia, bezpieczeństwa i dobrobytu ludzi zamieszkujących jego granice, który jakby sam się powołał do życia. Albo wierzą, że te wcześniejsze pokolenia ten byt do życia powołały, w drodze całkowitej zgody, aprobaty i symbiozy z tym tworem, poprzez referendum czy plebiscyt na przykład.
Nie znam nikogo, kto w ogóle popełnił kiedykolwiek taki przewód myślowy, czy istnieje jakakolwiek alternatywa dla państwa, albo dlaczego i kto akurat taką formę funkcjonowania dla państwa wybrał. Ogłoszono konstytucję, republikę. Kto ? Ile było pomysłów alternatywnych?
Ludziom wydaje się, że Polska to Polska, Niemcy to Niemcy, a Szwecja to Szwecja. To nasz kraj, nasze państwo, nasze kopalnie, lasy i jeziora i sól i węgiel i wszystko przecież…
Od zawsze, od samego zarania dziejów, ludzie pod wszelką szerokością geograficzną, mieli tendencję do organizowania swego życia w skupiska ludzkie, widząc doraźne korzyści z funkcjonowania i życia bliżej pozostałych ludzi. Począwszy od pierwotnej, wręcz instynktownej świadomości większego bezpieczeństwa przebywania w grupie aniżeli w pojedynkę, nawet najprymitywniejszy człowiek musiał dostrzegać wymierną korzyść z przebywania pośród sobie podobnych chociażby dlatego, iż zauważalne stały się oszczędność drogi, czasu, siły i nakładu pracy w stosunku do uzyskiwanych efektów pracy w tym samym czasie, ponosząc ten sam wysiłek w pojedynkę i z dala od innych ludzi. Nie będziemy dziś rozwijać tej tematyki, gdyż nieuchronnie zahaczamy o tematykę i historię cywilizacji, a to inny temat, na dodatek doskonale, wybitnie wręcz podjęty przez w mojej opinii najwybitniejszego współczesnego nam polskiego myśliciela, p. Krzysztofa Karonia.
To co nas dziś interesuje, to w największym skrócie odpowiedź na pytanie, jak i kiedy, doszło do przepoczwarzenia się oddolnej, narodowej grupy ludzi w twór, który tych ludzi, ich dorobek oraz aktywa. zagospodarował niczym swoją własność, oraz rości sobie wyłączny monopol do decydowania o swoim kształcie, sile sprawczej, oraz zakresu i mocy ingerowania w zagarnięte przez siebie aktywa. W dalszej części zastanowimy się także, na jakiej zasadzie też czy podstawie moralno-prawnej, twór ten uważa aktywa za wyłącznie swoje, pasywa jednak (długi czytaj i zobowiązania) dzieli między społeczeństwo i zaciąga je do ich spłaty o wiele chętniej.
Funkcjonowanie człowieka poza skupiskiem ludzkim, wyklucza powstanie cywilizacji, kultury, a w dalszej konsekwencji wszelkiego dobra, które dzisiejszy człowiek dzięki nim otrzymał ( o złych konsekwencjach cywilizacji w zupełnie innym tekście i czasie).
Przymus obywatelstwa
Środowiska lewicowe, zaciekle walczące z Kościołem Katolickim, często używają argumentu przymusu Chrztu Świętego, jako koronnego dowodu na wcielenie w szeregi Kościoła i Chrześcijaństwa przymusem, wbrew woli, oraz w takim nieświadomym momencie życia, w którym to człowiek dopiero co narodzony, mówiąc językiem młodych nic nie kuma. Środowiska te używają tego argumentu jako idealnego wytłumaczenia dla apostazji, domagając się w dalszej konsekwencji tzw. świeckiego państwa.
Dlaczego nie przeszkadza ani tym środowiskom, ani nikomu innemu zatem dokładnie identyczny schemat przymusu przynależności do państwa, nadającego numer i obywatelstwo każdemu urodzonemu na terytorium, na którym rości sobie prawo do monopolu na istnienie i panowanie? Dlaczego nie zauważają wcielania państw narodowych wbrew woli i poza wiedzą obywateli, do międzynarodowych struktur rozliczeniowych, oraz ich stopniowe zadłużanie poza budżetem?
Nikt dotąd nie sformułował definicji apostazji państwowej, choć przepisy o umowie zawartej wbrew woli, pod przymusem bądź bez świadomości czy nawet pełnej zdolności do czynności prawnych, mówią wprost, jak o nieważnej i niebyłej.
Mówiąc wprost, ludzie domniemają i błędnie stawiają znak równości pomiędzy państwem, a krajem, czyli krainą i terytorium danego narodu, jego kulturą, historią, tradycjami, wartościom, którym hołduje i tak dalej. Dorozumieją zatem, iż wybrani w tym kraju spośród jego krajan przedstawiciele do sprawowania władzy, wynikającej z decyzji poprzednich wolnych nieprzymuszonych bądź niezmanipulowanych krajan, tworzą taką akurat państwowość, w jakiej się urodził. Przeciętny Kowalski nie wyobraża sobie alternatywy dla innej państwowości na terytorium swojego kraju, aniżeli taka, która akurat teraz uzurpuje sobie prawo do bycia tą aktualną i jedyną.
Tłumaczy się dzieciom i dorosłym, iż PRL to nie była Polska prawdziwa, bo taka to jest teraz.
Według moich skromnych obserwacji, społeczeństwo podzielić można w tej kwestii na 2 grupy: ludzi mających to absolutnie gdzieś i nie dostrzegających tej problematyki w ogóle, oraz ludzi faktycznie widzących, zdających sobie sprawę z monopolu państwa i płynących z tego negatywnych dla narodu konsekwencji, w postaci odbiegających od interesu narodowego decyzji, malwersacji finansowych, wyraźnych problemów, ale uważających, iż jakieś, byle jakie ale jednak jakieś państwo istnieć musi, co miało by tłumaczyć wszelkie patologie, arogancje i butę urzędniczą czy ewidentne szwindle finansowe.
Pomijając internetowe dyskusje czy spiskowe teorie dziejów, fakty są takie, jakie są. Naród Polski, jak i zresztą wiele innych narodów, także tych o bogatym dorobku kulturowym i cywilizacyjnym, tkwi w chocholim tańcu pod batutą zorganizowanego bytu, będącego członkiem jeszcze wyższej, globalnej struktury wierząc, iż struktura uzurpująca sobie prawo do stanowienia prawa, wynika wprost z legitymacji udzielonej mu przez społeczeństwo kiedyś tam dawniej w wyniku takiego czy innego referendum, głosowania czy plebiscytu.
Jeżeli tak jest, to dlaczego – odkąd sięgam pamięcią – zyski dzielą się jedynie pomiędzy garstkę, a problemy finansowe dźwigają miliony? Czy to aby nie tak, że państwo zagarnia jedynie zyski, a ilekroć notuje straty – nawet te które samemu spowodowało – „uspołecznia” je przerzucając ciężar finansowy na ludzi i firmy?
Takie zachowanie cechuje firmę i przedsiębiorstwo, a nie narodowy, powołany przez suwerena byt państwowości.
WNIOSKI. PRZYSZŁOŚĆ.
Warunkiem powstania cywilizacji służącej człowiekowi, jest zdrowa moralność oraz prosty kręgosłup moralny, w szczególności jej przedstawiciela wyposażonego w decyzyjność i scedowaną przez ludzi nań władzę. Ten prosty pozornie element, celowo od wieków przemilczany w każdej niemal dostępnej bibliografii poza Biblią, jest kluczem do wszystkiego.
Brak weryfikacji moralności kandydata do sprawowania jakiegokolwiek urzędu pozwalającego na decyzyjność w stosunku do społeczności czy grupy ludzi, będzie skutkował prędzej lub później, przepoczwarzeniem się tego urzędu w zorganizowany aparat wyzysku i ucisku tej grupy ludzi, ich okradania, niesłusznego karania oraz wszelkich tych znanych nam patologii cechujących struktury władzy, ponieważ:
BĘDZIE BRONIŁ WŁASNEGO INTERESU, A NIE INTERESU TYCH LUDZI – INTERES TYCH LUDZI BĘDZIE WTEDY ZAWSZE SPRZECZNY Z INTERESEM WŁADZY CHOREJ MORALNIE.
Od tych słów wyjdźmy jako od podstawowej tezy, dlaczego na całym świecie, pomimo istnienia tylu różnych fasadowych form demokracji, społeczeństwa nadal mają problem z absolutną niemal, niepodważalną i niezbywalną władzą systemu.
System zainfekował państwa tylko i wyłącznie dlatego, iż mógł to zrobić. Wykorzystał moralną lukę w doborze kadr w państwach narodowych. Brak weryfikacji moralnej kandydatów do sprawowania władzy i urzędów powoduje, iż system może przeniknąć do państwa, korumpować je i uzależniać od siebie. Dzieje się tak dlatego, ponieważ aparat władzy, jego organy, przedstawiciele, zasady itd. stworzone są na chorych moralnie podstawach i założeniach.
Największym problemem w rozumowaniu społeczeństw, jest całkowicie błędny sposób postrzegania państwa jako kraju narodowego i stawianiu znaku równości pomiędzy tymi terminami, zamiast rozumienia poprzez państwo powołanego do życia przez kompanię zamożnych bankierów zorganizowanego terytorialnie i systemowo przedsiębiorstwa. I niechaj te motto wybrzmi ilekroć będziecie mieli Państwo wątpliwości:
Ludzie myślą, że państwo to opieka, ich własność, ich dobro.
Państwo myśli: uspołeczniaj straty, prywatyzuj zyski.
Kwestia rejestracji Polski oraz Niemiec, jak i wielu innych krajów – jako przedsiębiorstwa
To niestety nie żadne pomówienie ani powielana kolejna internetowa bzdura z pogranicza teorii spiskowych, a fakt, który mało, że można znaleźć nawet na rządowych stronach, to ponadto temat, który badał Rzecznik Praw Obywatelskich, link tutaj:
https://bip.brpo.gov.pl/pl/content/polska-jako-firma-w-usa-rpo-pyta-msz
Sprawa stała się też przedmiotem interpelacji poselskiej:
https://www.sejm.gov.pl/Sejm9.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=BPLA22
Na tej stronie znajdziemy także ministerialną odpowiedź na zapytanie Rzecznika Praw Obywatelskich:
https://bip.brpo.gov.pl/pl/content/polska-zarejestrowana-jako-firma-w-usa-msz-wyjasnia-rpo
A teraz fakty:
W rejestrze Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych pod numerem 0000079312 widnieje zarejestrowany podmiot pod nazwą “Poland Republic Of”, w dosłownym tłumaczeniu Republika Polski / Republika Polska, z adresem biznesowym przy 233 Madison Avenue w Nowym Jorku NY 10016, a jedynie mailing address (adres do korespondencji) ulica Świętokrzyska 12 w Warszawie, to zresztą adres ministerstwa finansów. Nie umiem na podstawie tych danych orzec, jaka jest faktyczna siedziba tego podmiotu, co było by naprawdę ważne, dorozumiem jednak, iż podlega on prawu amerykańskiemu, czyli siedzibę posiada również na terenie USA, językiem urzędowym jest tutaj zresztą także język angielski.
https://sec.report/CIK/0000079312
Celowo umieszczam ten tekst na samym końcu, a nie na początku – uważam, iż uważnemu i przytomnemu czytelnikowi po przeczytaniu wstępu, historii i genezy, wnioski nasuwają się same.
Mało, iż podmiot o nazwie Republika Polska w rzeczy samej została figuruje w amerykańskim rejestrze jako podmiot emitujący papiery dłużne w imieniu państwa, to dokładnie takie jest tłumaczenie ministerstwa. Rejestracja odbyła się celem możliwości emitowania papierów dłużnych, zwanych obligacjami, czyli zadłużania się w Ameryce, gwarantując skupującym obligacje zwrot pożyczonej kwoty z procentem.
https://sec.report/Document/0001104659-22-110422/
Ja w tym artykule nie będę się posuwał do żadnych spekulacji ani ocen, przedstawię fakty, jakie są jawne i powszechnie dostępne w Internecie dla każdego. Po kliknięciu powyższej strony, rozwieją się wszelkie wątpliwości, czy mówimy o naszej Polsce czy jakimś podmiocie ze zbieżną nazwą. Proszę przesunąć stronę w dół, „skrollować” myszą – jest i godło, mapa, terytorium i tak dalej. Pozostawiam to bez komentarza…
Identyczna sytuacja jest w Niemczech, gdzie w Internecie bez problemu znaleźć można fakt rejestracji podmiotu Deutschland GmbH czy Dutschland Finanzagentur (Niemcy spółka z o.o. oraz Niemcy Agencja Finansowa) bodajże z siedzibą we Frankfurcie nad Menem i numerem HRB 51411. I podobne tłumaczenia, iż podmiot ten to nie kraj, a tylko i wyłącznie podmiot służący rozliczeniom międzynarodowym.
Państwa emitują papiery dłużne, obligacje, i nie jest to nic nowego – pytanie tylko co stanowi ich zabezpieczenie. Oficjalnie, jak poniżej, mówi się o niewielkim procencie, o bezpieczeństwie, a możliwość niewypłacalności jest w zasadzie marginalizowana do nierealnej.
https://www.knf.gov.pl/knf/pl/komponenty/img/Obligacje_2522.pdf
Co oznaczają w takim układzie w powyższym linku i tekście terminy: obligacje zabezpieczone hipotecznie jak i obligacje zabezpieczone długiem? Rynek wtórny obligacji, czyli obrót długiem państwa, przypomina mi trochę handlarzy długami i zobowiązaniami, całkowicie poza wiedzą i kontrolą emitenta. Czyli swoistą giełdę długów i wierzytelności. I ponownie cofam się do moralności, gdyż jeżeli to wszystko odbywa się w dobrej wierze, celem zapewnienia nam bezpieczeństwa, to nie mamy takiego problemu, jak gdyby dziać się to miało w złej wierze, gdzie ostatecznym celem miało by być przejmowanie aktywów narodowych w przypadku, gdyby warunki regulowania zobowiązań, miały by okazać się iście lichwiarskie.
Ostatecznie, wszędzie znajdziemy luki prawne i niedoskonałe definicje, co po raz kolejny prowadzi mnie do moralności – wszystko zależy od tego, czy to zdrowi moralnie ludzie działają w dobrej wierze, czy kanalie knują celowo w złej wierze.
Idei państw narodowych, nie da się ostatecznie połączyć z ideą międzynarodowego kapitalizmu, kontynentalnej wymiany handlowej i emisji papierów dłużnych poza granicami kraju.
W pewnym sensie zatem, państwo postępuje zupełnie jak firma, w innym sensie – nadal dostrzegam zgodne z definicją państwa jego cechy. W kapitalizmie wszystko jest firmą, a zatem czy skarb państwa to również firma, działająca na wolnym rynku niczym firma, w całkowitym oderwaniu od narodowych cech państwa i wartości patriotycznych, które są nam bliskie? Na to wychodzi. Niebezpieczeństwem, jest tutaj kwestia niewiadomych zabezpieczeń tego obrotu oraz ewentualnej egzekucji tych zobowiązań.
To coś, co powinni Państwo samodzielnie sprawdzić. I samodzielnie wyciągnąć wnioski.
Czy Polska stała się zatem firmą?
Bardzo trudne pytanie, nie umiem na nie odpowiedzieć. Poza tym znacie mnie już na tyle, że wiecie, iż mnie interesuje w zasadzie tylko system, najwyższa w hierarchii struktura zarządzania światem, a ten tekst jest jedynie ukazaniem jednego z kolejnych schematów w jaki on działa. Nie da się w przypadku systemu jednoznacznie odpowiadać na prosto postawione pytania, gdyż to struktura nieprawdopodobnie skomplikowana.
Posiadam zbyt małą wiedzę, mało danych i w dodatku dość niepewnych. Ponadto, musicie wiedzieć, iż bardzo ciężko o solidną definicję państwa czy obywatela, co ułatwia systemowi takie rozgrywki. W zasadzie wszystko polega na pewnej umowie społecznej jak i aktualnym stanie rzeczy, co wszyscy akceptują. Sam fakt przymusu obywatelstwa, oraz trudność zrzeczenia się go (trzeba uzyskać zgodę Prezydenta), szeroko otwarte i nieprecyzyjne definicje państwa, obywatela i obywatelstwa, powodują pole do popisu tak dla malwersacji i nadużyć, co do naszej pracy u podstaw na rzecz silnej Polski o doskonałym systemie prawnym. Uważam jednak, iż nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeżeli rządy państw zaciągają zobowiązania nie mające umocowania w konstytucjach i ustawach zasadniczych, a jednocześnie reprezentują firmę, spółkę i przedsiębiorstwo – a nie narodowe państwo – to zaciągają te zobowiązania we własnym, a nie narodowym imieniu. A to daje nadzieję.
System jest bardzo dobrze zorganizowany, i zauważcie, że cokolwiek się dzieje, w zasadzie go wzmacnia. Gdyby nie pisać o tym – system się ucieszy. Tak samo cieszy się z naszych nerwów, oburzenia, konfrontacji i kłótni.
Naszym zadaniem jest obrona Polski przed systemem. Obrona ta, nie polega jednak na nerwach, bluzgach w Internecie, jakichś demonstracjach na ulicy – co to ma niby zmienić?
Ponieważ jako zwykli ludzie, jesteśmy zbyt słabi i całkowicie niezorganizowani, po raz kolejny będę prosił nie o fizyczną, a o pisemną walkę.
Naszym zadaniem jest stworzenie takiego centrum myśli, polskiej myśli patriotycznej, która zaowocuje stworzeniem idealnego niemal modelu systemu demokracji dla naszego kraju, w którym będzie pomysł na dobrobyt ludzi, prawidłowe stosunki z mocarstwami, uczciwe rozwiązania prawne oparte na moralności i cywilizacji chrześcijańskiej. Tylko wtedy system zacznie się liczyć na poważnie z tym poglądem, tylko wtedy będzie w ogóle chciał rozmawiać, naginać się i zmieniać, bo z pojedynczymi krzykaczami się przecież nie będzie rozmawiał.
Wszystko inne w mojej opinii jest skazane na porażkę, gdyż system jest aktualnie zbyt potężny. Nie chcę być wulgarny, ale dziś chciałem być dobitny w tym przekazie, dlatego powiem: system może Cię pożreć i wysrać, i nic a nic się nie zmieni. Dlatego twórz, myśl, poszerzaj swoje i nasze poglądy i horyzonty, aby wyprzedzić system w planowaniu reguł i zasad tego świata. Nie daj się tak łatwo pożreć, jesteś potrzebny Polsce do czegoś innego, niż prosta, szybka porażka. Niestety, w takim właśnie miejscu jesteśmy, zaczynamy od zera.
Tego się system najbardziej boi, inteligencji rodem z Polski. Cieszyłby się, gdybyś dał się prosto pokonać gdzieś na ulicy już na początku.
I pamiętaj: Nie pozwól się systemowi wdeptać w asfalt na ulicy, gdyż to nie zadymy i działalność uliczna, a genialna myśl, genialny schemat, pióro i papier, dały systemowi dzisiejszą potęgę. Powtórzmy to, ale jeszcze genialniej.
To jeden z najważniejszych tekstów jakie ostatnio przeczytałam a pytanie “do kogo należy Polska” pozostaje bez odpowiedzi.